muza

środa, 31 sierpnia 2016

Rozdział 7 - Uczucie i obietnica

***


- Ty potworze! Czy ty nie masz serca?! Zabiłeś mojego ojca! - smoczej zabójczyni załamywał się głos. - Jesteś zwykłym mordercą! BESTIĄ! - czarnowłosa zachrypłym już głosem wydzierała się mu prosto w twarz, okładając go pięściami. Chciałam odwrócić wzrok, jednak w pewnym momencie wydawało mi się, jakby patrzył się wprost na mnie. Mimowolnie podeszłam bliżej. Spojrzałam na niego, a w tych jaskrawoniebieskich oczach dostrzegłam coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam. Moje serce zabiło szybciej. Poczułam, jak do powiek napływają mi łzy. W tym spojrzeniu nie  widziałam już zwykłego kłamcy i mordercy. Dostrzegłam ból, tęsknotę i...szczerość.


***


   Pociąg do Magnolii właśnie zatrzymał się na peronie. Jak zawsze poranki bywają zabiegane i ciężko jest przedrzeć się przez tłumy ludzi, śpieszących się w swoje strony. Shia jak na swój wzrost i drobną posturę, potrafiła zawodowo rozstawiać po kątach i terroryzować wszystkich wokół. Tak też nie było dla niej żadną trudnością przedostać się do centrum miasta, by pooddychać trochę tutejszym powietrzem. Idąc uliczkami Magnolii, rozglądała się za noclegiem, gdyż postanowiła zostać chwilę dłużej, odpocząć od walk i - w jej mniemaniu - głupich sytuacji. Nie sądziła, że kiedykolwiek odda komukolwiek przysługę i to w dodatku bezinteresownie. Zatrzymała się pod jednym z droższych apartamentów. Postanowiła tu przenocować, dając głowie odetcnąć od zbędnych w tym momencie myśli. Jedyne na czym powinna się skupić, to zabicie Acnologii. Zakwaterowała się więc i zamknęła w swoim pokoju na resztę dnia. Lokum było urządzone prosto, jednak sprawiało wrażenie "drogiego". Amarantowe ściany, z białymi gzymsami u sufitu. Wypastowana podłoga, w głębokim odcieniu brązu, niekiedy wpadająca w barwę wiśniową, lśniła, obijając w sobie światło lacrimy wiszącej pośrodku.Ogromne okno w drewnianej oprawie, pasującej do tarcic* miało przepiękny widok na rzekę, przecinającą miasto. Panorama przyćmiona została blado-brązowymi, ciężkimi zasłonami, dającymi trochę intymności. Okno posiadało szeroki parapet, służący za leżankę, przyozdobioną czarnymi poduszkami i asymetrycznie wyścieloną, białą narzutą. Obok niego, po lewej stronie znajdowały się drzwi na balkon, które podobnie jak wszystkie w tym pokoju, kolorem dopasowane zostały do podłogi. Łózko zaś stało po prawej i prezentowało się najbardziej majestatycznie, ponieważ jego prosty stelaż dopełniał czarno-biały baldachim z frędzlami na rogach. Obok znajdowała się szafeczka nocna, wykonana ze szkła, na której umieszczono tacę pełną świec oraz szampan wraz z dwoma kieliszkami. Na podłodze widniał wielki, czarny futrzany dywan. Pokój posiadał również wnękę w ścianie, służącą za szafę, zakrytą zasłonami, takimi jak w oknie oraz jedne drzwi, prowadzące do łazienki (nie zabijcie mnie za tyle opisu, musiałam - aut.) Położywszy się na wysokim łóżku, Shia mimowolnie przymknęła oczy, po czym zasnęła na kilka godzin.
   Obudziła się około osiemnastej, jednak słońce nie zdążyło się jeszcze schować za horyzont. Przetarła leniwie oczy i zwlokła się z łóżka. Przywdziała mniej formalny strój, czyli granatową spódniczkę, białą koszulę, czarne rajstopy, błękitną kokardkę przewiązaną wokół szyi oraz sztyblety z białymi podeszwami. Przeczesała palcami włosy i rozpuściła warkocza. Na głowę założyła kaszmirowy beret i opuściła kwaterę, zamykając drzwi.
   Szła wzdłuż deptaka przyglądając się budynkom. Kiedy ostatecznie stwierdziła, że znudziło jej się to zajęcie, postanowiła obserwować jak zmieniają się kształty po kolei mijanych kostek brukowych. Kiedy patrzy się przed siebie, wszystkie wydają się być po prostu jednakowe, ale gdy przyglądasz się im bliżej, każda jest szara, z drobnymi różnicami. Żadna nie ma identycznego kształtu oraz struktury. Pomyślicie pewnie - kto by na to w ogóle zwrócił uwagę? - Shia Sakamuro właśnie taka jest. Bacznie obserwuje świat. Dostrzega rzeczy, które większość by pewnie nie obdarzyła zainteresowaniem. 
Nagle, wyczuła aurę, którą już znała. 
- Ziemny i grający smoczek? - wyszeptała sama do siebie i pobiegła, gdzie poprowadził ją instynkt. Zakręcając w jedną z uliczek dostrzegła wielki budynek, z przykuwającą wzrok tablicą, na której widniała nazwa "Fairy Tail". Dziewczynka - aż trudno uwierzyć, że faktycznie nią jest - przekalkulowała sytuację i przypomniała sobie rozmowę Cycatej (Lucy) i Pani Rycerz (Erzy), wspominających o przetransportowaniu Edgara do gildii w Magnolii. Musiały jednak wynająć powóz, by ukryć smoczego zabójcę i nie wzbudzać paniki. Shia stwierdziła, że tutaj jej bezinteresowna pomoc się kończy, jednak siłą rzeczy postanowiła odwiedzić owe miasto, z czystej ciekawości i chęci eksploracji. Nie sądziła jednak, że i ziemna zabójczyni się z nimi zabierze. Sakamuro ruszyła w stronę budowli w poszukiwania okna, przez które mogłaby się dostać do środka niezauważenie. Na tyłach gildii mieściło się jedno, prowadzące do gabinetu mistrza Makarova, które uznała za odpowiednie do tego celu, nieświadoma gdzie tak naprawdę trafi. Szczęśliwie, lub nie, było otwarte. Dziewczynka odznaczała się niesamowitą zwinnością, którą zawdzięczała treningom z jej matką, kiedy ta jeszcze żyła. Wdrapała się więc na najbliższe drzewo i sunąc po najdalej wystającej gałęzi, zbliżała się do swojego celu. Kiedy znalazła się tuż przy oknie, zaglądnęła przez nie do środka, by móc spokojnie przedostać się do pokoju. Będąc już przekonana, że nikogo nie zastanie wewnątrz, sięgnęła ręką, by uchylić okiennicę nieco bardziej. Wtem usłyszała głosy ludzi, które zaczęły natężać się zapewne ku tym drzwiom. Shia pohamowała się i z gałęzi przeskoczyła na parapet, po czym odwróciła się plecami i oparła o drewnianą ścianę, mając wnętrze ów pomieszczenia w zasięgu wzroku i słuchu. Wtedy do uszu Shii dobrzmiało skrzypienie zawiasów oraz wiele przeplatających się głosów, co oznaczało, że w środku znaleźli się członkowie gildii. Z łatwością wychwyciła znajome jej brzmienie Lucy, Erzy i smoczej zabójczyni. Wciąż jednak czuła również obecność Edgara i kilku innych slayerów. Skupiła się na mowie obecnych. Pierwszy odezwał się Makarov - Czyli go macie? Cieszę się, że wróciłyście całe i zdrowe - oznajmił mistrz.
- Nie próbował nawet walczyć. Z pomocą jeszcze jednej osoby, można powiedzieć, że było to banalne - wtrąciła Tytania. 
- Oprócz Alessy, ktoś był jeszcze z wami? - zapytał ósmy. Shia natomiast uniosła brwi w zdziwieniu, na imię, które padło z ust staruszka oraz zaczęła dokładniej wsłuchiwać się w słowa magów. 
- Dołączyła do nas na chwilę pewna dziewczynka. Jest zaklinaczką smoków - odpowiedzi udzieliła Lucy.
- Zaklinaczka smoków? Czyli Riue wydała na świat swojego następcę - westchnął chwytając się za podbródek, Makarov. Szpieg nie wiedział jak zareagować. Skąd on zna moją matkę?! - pomyślała. Szybko wróciła do podsłuchu, przeczuwając, że dowie się tego wieczoru jeszcze wiele interesujących rzeczy. Alessa zabrała wreszcie głos:
- Dlaczego w ogóle mnie poprosiłeś o pomoc? Dlaczego akurat ja? - W pokoju przez dłuższą chwilę zawisła cisza. Przerwał ją głęboki wydech mistrza gildii. - Jesteś córką Sylvena Dustera, mojego bliskiego przyjaciela. Pisał mi o tobie w listach. Traktował cię jak swoje własne dziecko, mimo że zostałaś przygarnięta. Byłaś jego oczkiem w głowie, więc kiedy pewnego wieczoru odwiedziłem Crocus i udałem się z nim do karczmy, on wyznał mi, że nie przeżyłby drugi raz utraty córki. Shia poszła w ślady matki już w wieku pięciu lat. Obiecałem mu wówczas, że zaopiekuję się tobą, gdyby jego zabrakło. Skarciłem go za takie myśli...ja nie spodziewałbym się, że on zostanie...- zawiesił się na chwilę, odwracając wzrok. Do Alessy dotarło, co miał na myśli.
- Rozumiem...myślałeś, że taki sposób na zwabienie mnie tutaj był dobry? Poszukując mordercy mojego ojca mogłam wypełnić twoją gówno wartą obietnicę?!
- To nie ta...
- To kurwa jak?! - czarnowłosa wydarła się wprost na staruszka - Myślałeś, że za wszelką cenę szukałam zemsty, co? I miałeś rację. Ten potwór zabił mojego ojca!
- Alessa, przestań! - przekrzyczała ją Heartofilia.
- Mam przestać? A ty, co niby wiesz o stracie?! - tym razem Duster skierowała swój gniew na blondynkę.
- Wiem, straciłam rodziców...Ale Fairy Tail dało mi nadzieję. Mistrz traktuje członków gildii jak swoje dzieci. Tutaj, wśród moich przyjaciół znalazłam rodzinę, a lepszej nie mogłabym sobie wymarzyć - oznajmiła stanowczo brązowooka. Zapadła cisza. Alessa mierzyła mistrza i Lucy wściekłym spojrzeniem, a Erza stała oparta o ścianę, co chwila, podejrzliwie spoglądając w okno. Milczenie przerwała znów głowa Fairy Tail - Alessa, chciałbym abyś dołączyła do gildii. 
- Odmawiam - rzuciła szorstko i bez zastanowienia.
- Proszę nie traktuj nas jak wrogów. Chcemy ci pomóc...
- A kto powiedział, że ja potrzebuję pomocy? - wysyczała z wyrzutem - Nie jestem już małym dzieckiem. 
-  Może nie, ale jesteś za to poszukiwana listem gończym na niemalże całym Fiore - wtrąciła Erza.
- Poradzę sobie, sama - odpowiedziała, kładąc nacisk na ostatnie słowo. 
- Proszę, chociaż pozwól nam cię przenocować. Nie znajdziesz już w Magnolii nic o tej porze - zwróciła się do czarnowłosej Lucy z błagalnym tonem. Alessa przewróciła oczami. 
- Natura mnie przenocuje. NIE jestem dzieckiem - powtórzyła się. Po dłuższych namowach, Duster wreszcie zgodziła się na propozycję blondynki. 
- Z samego rana mnie tu nie będzie - wypaliła na odchodnym i zatrzasnęła za sobą drzwi. Lucy oznajmiła, że przygotuje dla niej pokój i poszła w ślad za smoczą zabójczynią. Erza podeszła bliżej mistrza i zatrzymała się w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała Alessa. 
- Ja również pójdę do siebie, ale zanim to zrobię, mam jedno pytanie - odezwała się czerwonowłosa.
- Słucham cię, moja droga.
- Co zrobimy z Dyrygentem?
- Wydamy go Radzie. 
Po odpowiedzi mistrza, Tytania przytaknęła i opuściła jego gabinet. Shia była niesamowicie usatysfakcjonowana tym, co usłyszała. Dziękowała w duchu swojej intuicji, która tym razem powiodła ją do końca swojej misji. Wiedziała już, co ma zrobić. 
Na niebie rozbłysnęły kolejno gwiazdy, tworząc przeróżne konstelacje. Jednak, czy po takiej pięknej nocy nastanie piękny dzień?





***




   Lucy wczesnym rankiem zerwała się na równe nogi. Zrobiła swoje powinności dwa razy szybciej i wyszła z domu, kierując się prosto do gidii. Miała nadzieję, że spotka tam jeszcze Alessę i zdąży się z nią pożegnać, chociaż wiedziała, że są na to marne szanse. Będąc już na ostatniej prostej zobaczyła ludzi zgromadzonych wokół drzwi. Nie wróżyło to nic dobrego. Podbiegła migiem do szepczącego między sobą tłumu i próbowała się przecisnąć między nim, by dotrzeć do serca zamieszania - Przepuście mnie! Należę do tej gildii - kiedy jakimś cudem udało jej się wejść do środka zastała ją kolejna brama, utworzona ze strażników Rady Magii 
- Zostawcie mnie gnidy! - po gildii rozniósł się krzyk Alessy. Lucy natychmiast zareagowała. Przyzwała Taurusa, który utorował jej drogę. Ujrzała pomagierów Rady, trzymających Alessę i Edgara, z tym, że tylko czarnowłosa protestowała, chłopak był obojętny i wyprany z uczuć. Obecni członkowie gildii wraz z mistrzem próbowali się postawić, jednak niewiele można zrobić tym dupkom z góry**. Gwiezdny Duch Lucy umożliwił jej dotarcie do pojmanych oraz włączenie się do zmieszania, czego nie powinna robić i była tego całkowicie świadoma. Z natury jest jednak zbyt zdesperowana i za wszelką cenę chce ocalić tą dwójkę. Nagle poczuła jak ktoś łapie ją w talii, przyciągając do siebie. Odwróciła wzrok w stronę sprawcy, którym okazał się Natsu - Nie pogarszaj sytuacji - powiedział niskim, poważnym tonem, nie patrząc nawet w oczy blondynce. Mierzył srogim spojrzeniem w Edgara, jednak nie ma się czemu dziwić.
- Dlaczego zabieracie Alessę?! - wykrzyczała brązowooka i po chwili skarciła się w myślach, ponieważ poszukuje ją Rada, co doskonale wiedziała. Chciała jakoś ukryć zażenowanie, jednak po gildii rozniósł się dobrze znany jej głos, który natychmiast odwrócił uwagę wszystkich wokół - Czemu zadajesz głupie pytanka, blondyneczko? - Jak się okazało, to była Shia.
- Ty mały gnojku! - wycedziła przez zęby Alessa.
- Mistrzu...- Erza spojrzała wymownie na Makarova. Ten przytaknął, nie odrywając wzroku od małej przybyszki. Można wręcz powiedzieć - intruza.
- Nieładnie podsłuchiwać - głos ósmego pałał szczerą nienawiścią do tego dziecka. Nigdy nie powiedziałby, że może nie lubić kogoś, kto wygląda tak niewinnie, jednak znał dobrze Riue Sakamuro - jej matkę. Nie cofnęła się przed niczym. Po trupach do celu. To również wpajała do głowy pięcioletniego dziecka, które powinno się w tym wieku cieszyć życiem i nie przejmować obowiązkami. Ta kobieta zrzuciła na barki dziewczynki ogromne brzemię oraz wmówiła, iż takie jest jej przeznaczenie.
- Nieładnie jest ukrywać przestępcę - argumentowała przeciwko głowie Fairy Tail. Na te słowa zmarszczył czoło, co oznaczało, że nie jest dobrze. Erza poczuła, że za chwilę całe to zamieszanie zakończy walka.
- Taka była moja misja - kontynuowała rudowłosa - Czyż to, co robię nie jest sprawiedliwe? - zakpiła, cwaniacko się szczerząc. Lucy puszczały powoli nerwy. Zaczęła się wyrywać różowo-włosemu, nieskutecznie.
- To jest podłe! Jak możesz robić coś takiego własnej siostrze?! - wykrzyczała w stronę Shii, Heartfilia.
- Nie jest moją siostrą - odrzekła szorstko - Czy nie powiedziała wam wczoraj, że nie jest dzieckiem? - skrzyżowała ręce na piersi, kierując wzrok ku czarnowłosej - Niech zatem odpowiada za swoje czyny, jak dorosła.
- Ty mała...- Salamander zacisnął zęby, próbując stłumić w sobie gniew.
- Co tam smoczku? Ziejesz może ogniem? - zadrwiła, przesłodzonym głosem, w stronę Natsu. Uniosła jedną rękę i złożyła wskazujący oraz środkowy palec, po czym skierowała je ku ziemi. Nagle wytworzyła się wokół niej zielona łuna światła, a w ułamku sekundy położyło na deski Dragneela, Wendy, Alessę, Edgara, Gajeela i nawet Laxusa. Wszyscy w osłupieniu wpatrywali się w smoczych zabójców, przygwożdżonych do podłogi, nie mogących się podnieść.
- Natsu! - przeraziła się blondynka, klękając przy różowo-włosym - Co im wszystkim zrobiłaś?! - zwróciła się załamanym głosem do Sakamury.
- To, co się stało, było dla mnie mniej, niż banalne - zadowolona z siebie, przerzuciła kosmyk włosów za ramię. Nagle odwróciła się i zaczęła zmierzać w kierunku wyjścia.
- Straże, bierzcie tą dwójkę - Makarov patrzył bezsilnie na to, co się przed nim działo. Erza zaczęła wyciągać miecz z pochwy, jednakże zatrzymał ją głos mistrza - Nie. Nic nie możemy teraz zrobić.
- Dziadziuś ma rację. Kiwniecie chociaż palcem, a poślę wasze smoczki do szpitala - wypowiedziawszy to, zaśmiała się donośnie, znikając za grupą strażników wyprowadzających pojmanych magów z budynku. Kiedy opuścili gildię, zaklęcie dziewczynki opuściło slayerów. Zgromadzonych wokół przepędziła Mira i Erza. Makarov, bez słowa zawrócił do swojego gabinetu. zatrzaskując z hukiem drzwi.    



***


   Lucy szła w stronę swojego mieszkania z oczyma wbitymi w chodnik. Chciała stanąć pośrodku ulicy i się rozpłakać. Wiedziała też, że łzy w niczym nie pomogą. Obraz zaczął jej się zamazywać. Czekoladowe tęczówki zaszkliły się i sprawiły, że dziewczyna zatrzymała się i cicho załkała. Przetarła rękawem mokre powieki i uniosła głowę. Napotkała niebieskie futro i ogon machający, to w lewo, to w prawo.
- Lucy...nie płacz - głos Happy'ego od razu podniósł blondynkę na duchu. Uśmiechnęła się nikle, po czym objęła wzrokiem różową czuprynę, która dołączyła do kotka.
- Odbijemy ją - oznajmił ukazując szereg białych zębów, jak to zawsze robił. Lucy najpierw się ucieszyła, jednak chciała też, by Edgar wyszedł na wolność. Czuła, że on ukrywa coś, co sprawiło kiedyś, iż stał się powiernikiem śmierci. Musiała rozwikłać zagadkę, która wciąż nie opuszczała jej głowy. Z rozmyślań wytrącił ją głos Salamandra, machającego jej dłonią przed oczami - Halo, ziemia do Luigi - blondynka nie była w nastroju do żartów. Wiedziała, że różowo-włosemu nie spodoba się to, co zaraz powie.
- Natsu, muszę się spotkać z Edgarem - spojrzała na niego poważnie. Jemu natomiast rzedła mina i w miejsce uśmiechu, goszczącego na jego twarzy, wstąpił gniew. Happy miał złe przeczucia.
- To morderca.
- Ja wiem, że on został do tego zmuszony. Natsu, proszę. Ja muszę..
- Nie! - przerwał jej stanowczo -Nie idziesz tam - blondynka zmarszczyła brwi.
- Nie ty o tym decydujesz - odwzajemniła jego srogie spojrzenie.
- Nic o nim nie wiesz, Lucy. On jest po prostu zwykłym mor...- dodał łagodniejszym tonem. Heartfilia mu przerwała.
- Nie jest! - krzyknęła - Wiem to...- spuściła głowę i zaczęła biec, nie do końca wiedząc dokąd. Natsu chciał ją zatrzymać, aczkolwiek na drodze stanął mu Happy, z poważnym wyrazem twarzy - Pozwól jej iść - kotek miał załamany głos. Salamander skrzywił się, chwycił za włosy i oparł o najbliższy budynek, zsuwając się powoli w dół. Kotek przysiadł obok niego i również przysunął plecy do zimnych cegieł. Natsu zakrył twarz dłonią. Kotek zaś spojrzał na niego smutno.
- Natsu - zaczął, przeciągając.  
- Wiem...spieprzyłem. Jak zwykle ja muszę coś zepsuć.



***



   Biegła ile sił w nogach. Możecie powiedzieć, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach, ale o dziwo, blondynka znalazła się przed jedną z siedzib Rady Magii. Jej oczy nie mogły uwierzyć w to, co widzą. Podniesiona na duchu, podbiegła do strażników pilnujących wejścia. Oni widząc ją, zagrodzili ogromne drzwi wejściowe lancami.
- Przepraszam...- zaczęła "trzepotając" rzęsami, jakby miało to w czymś pomóc.
-Czego? - oziębły głos jednego z wartowników, sprawił, że dziewczyna straciła jakąkolwiek nadzieję.
- C-Czy ja mogę wejść? Chciałabym się zobaczy...
- A to co, szpital? Nie masz tu czego szukać - klawisz takim sposobem odprawił Heartilię, która zażenowana odwróciła się na pięcie i zaczęła zmierzać z powrotem tam, skąd przyszła. Nagle usłyszała za sobą wybuch, który przeraził ją na tyle, że upadła na ziemię.
- Auć - syknęła. Spojrzała przez ramię. Dozorców pilnujących wrót nie było widać wśród kłębów dymu, przez który zaczęła się dusić. Między tumanami kurzu zaczęła zarysowywać się sylwetka. Dziewczyna próbowała wstać, lecz przed nią pojawiła się dłoń, sugerująca pomoc. Blondynka uniosła głowę i ujrzała młodzieńca, średniego wzrostu o niespotykanych oczach i kolorze włosów. Lewe oko miał szare, wpadające w granat, zaś prawe - winne, mieniące niczym rubin. Po stronie niebieskiego oka jego włosy były koloru ciemnobrązowego, a druga połówka - blond - odpowiadała czerwonawej tęczówce. Miał twarz niczym porcelanowa lalka. Ubrany był w czarny sweter oraz spodnie, białą koszulę, fioletowo-ametystowy krawat i zwykłe trampki. Lucy oczarowana wyglądem chłopca zaniemówiła. Przyjęła pomoc z jego strony i chwyciła dłoń nieznajomego.
- Co się stało? - spytała osłupiona.
- Utorowałem Ci drogę - uśmiechnął się jak gdyby nic złego się nie stało.
- Ale, czy im nic nie jest?
- Tym się nie martw, a tak poza tym jestem Yuun - wyciągnął ponownie dłoń ku blondynce. Ta potrząsając nią odpowiedziała - A ja, Lucy. Dziękuję, że mi pomagasz.
- Nie ma sprawy. Ja również przyszedłem się z kimś spotkać - odpowiedziawszy, spojrzał na wyważone drzwi, lekko zasmucony - Lepiej się pośpieszmy, póki mamy szansę - uśmiechnął się powtórnie do Heartfilii. Ona przytaknęła na te słowa i ruszyła w jego ślad.
Będąc w środku dostrzegła mnóstwo korytarzy. Dziewczynę nagle opuściły wszelkie siły, patrząc na ilość przejść.
- Spokojnie. Włamywałem się tu już kilka razy - oznajmił ze stoickim spokojem, Yuun - Dopiero co pojmanych, najpierw zamykają w celach anty-magicznych, dopiero później odseparowują ich i umieszczają w osobnej kwaterze***. Jeżeli przyszłaś tu do kogoś "nowego", idź tym korytarzem - wskazał ręką ostatnie przejście od prawej - Ja idę tu - dodał, kierując się do środkowego holu.
- Sprawdzić bramę! - wtem głos zbliżających się strażników odbił się echem od ścian pomieszczenia. Chłopak ruszył swoim korytarzem, zostawiając dziewczynę samą. Ona jednak nie czekała dłużej, tylko zagłębiła się w ostatnie, ciemne przejście.
Nie wędrowała nawet pięciu minut, kiedy usłyszała brzdęki metalu i równych kroków - Szlag - zaklęła cicho, po czym zaczęła biec przed siebie. Na końcu korytarza czekały drzwi. Pewnie i powiedzcie mi jeszcze, że są zamknięte - pomyślała. Nie myliła się. Prędko chwyciła za odpowiedni klucz i wezwała Virigo. Tym już całkowicie zdradziła swoją obecność.
- Tak jest, księżniczko, czy czas już na karę?
- Przekop nas na drugą stronę! - jak nakazała, tak też uczynił Gwiezdny Duch. Znalazłszy się po przeciwnej stronie, Lucy poprosiła Virigo, by ta nałożyła łańcuchy na zamek, by strażnicy nie mogli przejść. W pogotowiu miała również klucz Lokiego, na wypadek, gdyby wyważono drzwi. Obejrzała się dookoła. Wszystkie cele były puste, oprócz jednej, na samym końcu, w której siedział Edgar. Blondynka natychmiast podbiegła do Sync'a.
- Lucy? Co ty tu...
- Gdzie jest Alessa?! - wypaliła, ignorując pytanie czarnowłosego.
- Godzinę temu zabrali ją strażnicy.
- Z tobą wszystko w porządku? Przyszłam porozmawiać.
- Tak...Porozmawiać, o czym?
- O tobie - odwróciła wzrok. Edgar bardzo się zdziwił. Sądził, że nie będzie chciała na niego patrzeć.
- Lucy - zaśmiał się delikatnie - Jesteś zbyt dobra - spojrzał w jej głęboko czekoladowe oczy. Tonął w nic z sekundy na sekundę. Chciał aby ta chwila trwała wiecznie. Nawet, jeśli mógł patrzeć na nią tylko przez kraty więzienne.
- Co ty mówisz? - osłupiała. Widziała przed sobą zupełnie innego człowieka, niż przy ich pierwszym spotkaniu - proszę powiedz mi...dlaczego to robisz? - spytała.
- Bo jestem samolubny. Myślałem tylko o sobie i o mojej klątwie.
- Klątwie?
Chłopak wypuścił głośno powietrze z ust. Wtedy opowiedział dziewczynie o wszystkim. Mimo walących w drzwi wartowników, blondynka słuchała Dyrygenta i coraz silniej cisnęły jej się na powieki łzy. Nie mogła uwierzyć, co musiał wówczas przeżyć.
- Edgar, ja...przepraszam - drżącym głosem, nie mogącym już tłumić dłużej goryczy załkała, spuszczając wzrok.
- Kocham cię, Lucy - wypowiedział z uśmiechem na ustach. Szczerym, pełnym nadziei i szczęścia. Wreszcie znalazł głos, który nie ranił jego uszu. Odczuwał jednak wiercący głowę huk, którym byli dozorcy. Dziewczyna usłyszawszy jego słowa, poczuła wypieki na twarzy, nasilające się, im dłużej patrzyła w oczy Edgara.
- J-Ja...- zawiesiła się. Była całkowicie zdezorientowana.
- Będę czekał. Kiedy stąd wyjdę, dasz mi odpowiedź. Na razie muszę odsiedzieć swoje grzechy - Chłopak wyciągnął do niej pięść, którą rozłożył, ukazując wisiorek z kamieniem w kolorze intensywnego błękitu. Lucy osłupiała jeszcze bardziej.
- Nie mogę - powiedziała speszona.
- Weź i uciekaj, nie masz dużo czasu - uśmiechnął się pogodnie. Blondynka przytaknęła i przyjęła podarunek, przyzywając na powrót Virigo. Pokojówka na odchodne przecięła swoje łańcuchy i zniknęła wraz z Lucy w tunelu. Kiedy strażnicy wpadli do pomieszczenia, zastali tylko siedzącego po turecku w celi Edgara z wymalowanym na ustach uśmiechem.



   Magini zmierzała do swojego mieszkania. Po całym zajściu, marzyła tylko o ciepłym łóżku i śnie. Nieustannie odtwarzała w głowie słowa Edgara, które sprawiały, że co chwilę paliła buraka. Próbowała wyrzucić z myśli smoczego zabójcę i odetchnąć od wszelkich refleksji. Weszła po cichu do kamienicy i za pomocą klucza, otworzyła drzwi. Będąc już w środku, zamknęła je z powrotem i zapaliła światło. Na kanapie zobaczyła śpiącego Natsu, a na nim również drzemiącego Happy'ego. Normalnie, by wykopała ich przez okno, ale dzisiaj nie miała serca tego robić. Wyglądali razem tak słodko. Zabrała z szafy koc i przykryła nim chrapiącą dwójkę. Kąciki jej ust powędrowały mimowolnie do góry. Gdy poczuła, że jej powieki również nuży sen, postanowiła wziąć kąpiel i położyć się do łóżka. Tak też uczyniła. Myślała dużo o Alessie i czy wszystko z nią w porządku. Miała tej nocy bardzo niepokojący sen.


***



* - mało już używany synonim do "podłogi"
** - odnosi się do członków Rady i ich ówczesnego lokum na szczycie wzniesienia w mieście Era
*** - kwatera również jest anty-magiczna, żeby nie było ;p





______________

Wybaczcie spóźnienie, ale wypadło mi kilka ważnych spraw. Niestety cały weekend byłam poza domem, gdyż odwiedzałam w szpitalu bliską mi osobę. Bardzo się o nią martwię, a wtedy odechciało mi się przez to wszystko pisania. Załatwianie spraw ze szkołą itp.
Mam nadzieję, że zrozumiecie. Jestem tylko człowiekiem i nie dam rady zrobić nieraz wszystkiego na czas, co nie oznacza, że w ogóle się nie staram ;<
Komentujcie, wytykajcie błędy i...w sumie to tyle ;p
Częstotliwość wstawiania rozdziałów może się nieco zachwiać, ponieważ będę dojeżdżać do budy 40 km i czuję, że po całym dniu będę wymęczona...
Pozdrawiam i do następnego (postaram się dodać na niedzielę o 18 ^^)
           

Macie tu pięknego Yuuna ;3

niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział 6 - Ból, tęsknota i...szczerość?



***
-Nie uciekaj gnido! Stań do walki jak mężczyzna! - czarnowłosa traciła cierpliwość. W końcu się odezwał. Wtedy zabolało mnie serce...



Tutaj dorastałem...tutaj umarłem. 

***


   Carasus było wioską, w której ludzie niezbyt przychylnie nastawieni byli do magów. Tutaj roku X768 swoje czwarte urodziny obchodził Edgar Sync. Chłopiec jeszcze dobę temu obiecał spotkać się z Syncopią - smokiem, który go wychowywał. 
Na prośbę swojej opiekunki Edgar pojawił się w Carasus i udał do tamtejszej karczmy, by wzamian za pomoc zapewniono mu opiekę. Nakazała mu by ową prośbę poparł zmyśloną historią o zniszczonej przez nielegalną gildię wiosce, z czego tylko on miał być ocalałym. Syncopia znając pogardę do magów żywioną przez tubylców, przewidywała, iż z łatwością go gdziekolwiek zakwaterują i zapewnią dobre życie. Smoczyca pragnęła dla niego jak najlepiej. Planowała zniknąć właśnie dzisiaj, kiedy wraz Edgarem spędzą jego czwarte urodziny. Wychowała go na skromne i pracowite dziecko. Chciała zatem, by po jej odejściu mógł żyć dalej mając dach nad głową. W przeciwieństwie do reszty smoczych zabójców, Syncopia nie uświadomiła swojego wychowanka o silę, która w nim drzemie. Był wyjątkiem, którego uszy uwrażliwione były i nadal są na wszystko, co dla reszty świata stanowiło zaledwie szmer i słyszały ów dźwięki niesłyszalne nawet przez innych zabójców smoków, w ogromnym zwielokrotnieniu. Dlatego smoczyca bacznie obserwowała chłopca. Wiedziała, że w którymś momencie jego życia, ta w jej mniemaniu "klątwa" przejawi się i zacznie go niszczyć. Nie mogła jednak być z nim dłużej, musiała zniknąć. Sądziła, iż Zeref skazał go na cierpienie celowo. Nie rozumiała jego woli, w końcu jest jej synem. Cały czas miała przeczucie, że za tym stoi jakaś intryga, jednak nie mogła nic z tym zrobić, jedyne co było jej dane, to wychować go i obdarować ciepłem oraz miłością. 
    Wypędzić klątwę, która w istocie nią jest, można w jeden znany ludzkości i zapisany w księgach Zerefa sposób. Zebrać sto szkarłatnych kropel, czyli innymi słowy - zabijać. Kiedy słowo się wypełni - Edgar straci słuch na zawsze. Niestety smoczy zabójca nieświadom jest wciąż jednej rzeczy, a po Ziemi stąpa osoba, której obawiać się może sam Czarny Mag...

    Kiedy Syncopia odesłała go na noc do karczmy, zrobiła to, co zakładał plan Zerefa. Na następny dzień Edgar wróciwszy do miejsca, w którym zwykł znajdywać swoją matkę, zastał list. 


Mój Synu.
Wierzę, że jesteś w stanie wykorzystać wszystko, czego cię nauczyłam i unieść ciężar spoczywający na twoich barkach. Jestem szczęśliwa, że mogłam podarować ci uśmiech i jednocześnie ogromnie dumna z postępów, jakie robisz. Niestety mój czas tu na Ziemi minął. 
Zaś kolejne lata będą dla ciebie niesamowicie ciężkie. Wierzę, że mimo bólu dasz sobie radę. 
Edgarze, proszę nie zapomnij, czym jest miłość. Pragnę jedynie tego, byś mógł obdarować nią kogoś innego i żyć szczęśliwie.

   Mijały dni, tygonie, miesiące. Edgar wciąż przychodził w to samo miejsce. Więcej nie widział już Syncopii. Odeszła wraz z uśmiechem chłopca. Nie rozumiał słów, które zapisała. Dlaczego ma cierpieć i kiedy ma to nadejść? W dniu jego piętnastych urodzin, od samego rana nie opuszczała go migrena. Czuł się jakby ktoś wiercił mu otwór w głowie. Dołączył do tego pisk w uszach. Z godziny na godzinę stawał się tak intensywny, iż chłopak nie mógł ustać na nogach. Cała karczma celebrowała urodziny Edgara, dla którego słowa Syncopii wreszcie nabrały znaczenia. Okropny pisk w jego uszach, który przerodził się w ból, przeszywający każdy milimetr jego ciała, to ciężar spoczywający na nim. Ciężkie czasy, które miały nadejść, są jego piętnastą wiosną roku X776. Od tego momentu nie mógł uwolnić się od nieustającego cierpienia fizycznego i psychicznego. Uciekał z samego rana i wracał późną nocą, kiedy wszyscy już spali, by zaznać chwilę spokoju i pobyć w błogiej ciszy, którą niegdyś wypełniały jeszcze rozmowy z Syncopią, czy ludźmi z wioski. Mimo że, dał odpocząć uszom, od nieustającego gwaru, nie znosił tego milczenia. Wracając do Carasus wchodził zazwyczaj przez uchylone okno na zamieszkiwanym przez niego poddaszu, mającym wydzielone osobne pomieszczenie, gdzie spał młodzieniec. Pewnego razu nie udało mu się przejść niezauważenie. Chłopak starał się bezgłośnie udać do swojej kwatery, kiedy w drzwiach zastał właściciela karczmy - West'a, czyli brodatego, zgarbionego staruszka, niewiele wyższego od ów piętnastolatka, z niezwykle ciepłym uśmiechem, który niemalże nigdy nie znikał z jego oblicza. Edgar zamarł natychmiastowo. Zupełnie nie spodziewał się, iż ten będzie go tu oczekiwał. 
- Co jest młody? - zaczął West. Starzec uchylił szerzej drzwi i wszedł do pokoju chłopaka, po czym wskazał młodzieńcowi, by uczynił to samo. Siedząc w całkowitej ciszy na parapecie, przyglądając się gwiazdozbiorom, Edgar był zakłopotany, jednak ku jego zdziwieniu po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł ulgę. 
Milczenie znów przerwał właściciel budynku:
- Przed czym tak uciekasz? - Spytał spokojnie. 
- Przed hałasem...
- Jakim hałasem? - staruszek się nieco zdziwił. Po chwili namysłu chłopak odpowiedział. - Hałasem w mojej głowie. Wszystko, co słyszę, wasze śmiechy, muzykę, wszystko to jest bolesne dla moich uszu. Ale...ciszy nie mogę znieść jeszcze bardziej. Czuję się, jakby moje ciało nie należało już do mnie, jakbym nie był już człowiekiem...
West traktował go, jak syna, którego nigdy nie miał. Usłyszawszy odpowiedź Edgara, przytulił go mocno. - Cała ta wioska nie cierpi magii...Sądzę jednak, że możesz takową w sobie posiadać. Nie mógłbym znienawidzić człowieka tylko dlatego, że jest magiem, a zwłaszcza kogoś, kto jest dla mnie jak syn - odsunął od siebie chłopaka, spoglądając mu w oczy z uśmiechem, który podarował mu przy ich pierwszym spotkaniu. - Idź w świat i poznawaj magię. Znajdź dźwięk, który nie będzie hałasem, ale melodią. 


   Następnego dnia Edgar zostawił wiadomość West'owi i wyruszył przed siebie. Nie mógł zaprzepaścić swojego życia na ciągłą ucieczkę, musiał poznać siebie. Czuł, że starzec miał rację. Może drzemie w nim magia. 
Idąc na zachód od Carasus po kolei zaliczał miasta i wioski. Przemaszerował tak kilka dobrych lat i spotkał wielu magów, którzy dali mu nadzieję oraz obudzili w nim jego dawny zapał. Zmierzając do Crocus wstąpił do miasta portowego Nymphaea. Tam znalazł bibliotekę. Jego głównym celem, były księgi, które miały mu posłużyć za źródło wiedzy na temat magii. Nie mógł ich wszystkich odkupić, gdyż nie miał żadnych pieniędzy. Jedyne, co mu pozostawało, to kradzież. Czuł, że nie postępuje zgodnie z tym, czego uczyła go Syncopia, ale ona odeszła, pozostawiła samemu sobie, zawiodła...
Kontynuując swoją podróż już jako dziewiętnastolatek, chciał odnaleźć w sobie magię. Żadne z technik, których próbował nie wskazywały na to, by jakąkolwiek posiadał. Zainteresowała go szczególnie jedna lektura, zawierająca informację na temat magii smoczych zabójców. Wciąż niewiele wie się na ten temat, jednak przez lata udało się zebrać wystarczająco dużo faktów, by móc ukazać je światu. 

"Mówi się, że smoczy zabójcy, to dzieci wychowane przez smoki. Może wydawać się to absurdalne, gdyż kreatury te wymarły setki lat temu, jednakże co może świadczyć o tak potężnej sile, jaką dysponują? Większość faktów dowodzi temu, że magia ta ma pośredni związek ze smokami, lub ich działalnością. 
Niewiadome jest ich pochodzenie. Biorąc pod uwagę fakt, że legendy głoszą, iż są dziećmi smoków, można powiedzieć, że żyją od stuleci. Wyklucza to natomiast ich rzeczywisty wiek, który szacuje się na lata młodzieńcze [...]"

    Przez chwilę chłopakowi wydawało się, że znalazł już odpowiedź. Musiał jednak to w jakiś sposób potwierdzić. Mimo wszystko poczuł się usatysfakcjonowany tym, czego udało mu się do tej pory dowiedzieć. Postanowił zatem wrócić do wioski. Chciał porozmawiać z West'em i pożegnać się z nim, gdyż nie mógłby żyć w miejscu, w którym nie byłby tolerowany jako mag, a wierzy, że da się również powstrzymać jego "chorobę". Wstąpiwszy do Carasus, pierwsze co do niego uderzyło, to ból, do którego prawie przywykł, jednak nie był w stanie długo wytrzymać wśród huku, który prawdopodobnie powita go w karczmie West'a.
Jednak nie zrobił nawet kilku kroków, a do jego uszu doszły krzyki - TO ON! TO TEN POTWÓR!
W oka mgnieniu wokół Edgara zebrał się w tłum wyzywający go od kłamcy, mordercy i bestii.  


Przestańcie...ja nie jestem potworem...to boli. Moje uszy krwawią...Błagam, przestańcie już...PRZESTAŃCIE KRZYCZEĆ!


Lucy:

   Czułam się bezużyteczna. Z jakiego powodu nie mogłam go zaatakować, coś we mnie krzyczało, że nie powinnam tego robić.
W pewnym momencie Alessa dosięgnęła go  swoją Kamienną Pięścią, a ten upadł na ziemię. Shia jednym ruchem ręki uziemiła go, uderzając pięścią w grunt i wypowiedziawszy zaklęcie. Erza ubezpieczyła Alessę siedzącą na nim z rękoma przyciśniętymi do jego gardła, a ja jedynie stałam niczym marionetka i nie mogłam się na to dłużej patrzeć. Potem słyszałam już tylko okropne słowa...

- Ty potworze! Czy ty nie masz serca?! Zabiłeś mojego ojca! - smoczej zabójczyni załamywał się głos. - Jesteś zwykłym mordercą! BESTIĄ! - czarnowłosa zachrypłym już głosem wydzierała się mu prosto w twarz, okładając go pięściami. Chciałam odwrócić wzrok, jednak w pewnym momencie wydawało mi się, jakby patrzył się wprost na mnie. Mimowolnie podeszłam bliżej. Spojrzałam na niego, a w tych jaskrawoniebieskich oczach dostrzegłam coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam. Moje serce zabiło szybciej. Poczułam, jak do powiek napływają mi łzy. W tym spojrzeniu nie  widziałam już zwykłego kłamcy i mordercy. Dostrzegłam ból, tęsknotę i...szczerość.





***


   Na nowy start nie daję Wam jakoś mega długiego arcydzieła, ale muszę przyznać, że pierwszy raz tak uderzyła do mnie wena, że napisałam cały rozdział jednym ciągiem. Wprawdzie zajęło mi to ok. 5 godzin ale chyba warto było ^^ Myślę, że jeżeli rozdziały mają się pojawiać regularnie, to ich długość nie musi być oszałamiająca, ważne by były porządne, a ja nie lubię robić czegoś "żeby było" lub na odwal.  
Teraz Wasza kolej Rybki napiszcie, co myślicie ;D
Mam nadzieję, że zobaczymy się w następną niedzielę, myślałam nad ustaleniem godziny i doszłam do wniosku, że koło 18 będzie ok, co Wy na to? 
Pozdrawiam i do następnego ♥ 

środa, 17 sierpnia 2016

POWRÓT?

 


   Tak, wiem, że przez dwa miesiące blog był martwy. Lepiej nie będę już więcej używać słów - przepraszam, postaram, obiecuję - gdyż wygląda na to, iż nie wiem chyba do końca co one oznaczają...
   Proszę więc, jeśli czytają ten post osoby, które chcą dalej czytać moje wypociny, niech koniecznie zostawią komentarz. Nie chcę żebrać, tylko zobaczyć, czy jesteście jeszcze zainteresowani fabułą. Mając przy sobie ludzi, którzy wspierają, pomagają radą i dodają motywacji, czuję że blog wróci do życia i będzie znów aktywny i to na długo (Lu-chan pamiętam o Tobie i wiem, że spieprzyłam sprawę). Wiem, że Was zawiodłam i słusznie by było kopnąć mnie w dupę i odpuścić sobie czytanie, zwłaszcza iż nie mam najlepszego stylu pisania, jednak ja chciałabym dać sobie i temu opowiadaniu szansę oraz prosić Was o to samo.

Jak widać szablon się zmienił. Z czerni, która moim zdaniem tylko dołowała i przytłaczała, przerzuciłam się na biel i jasne odcienie fioletu. Tak naprawdę, to prawie cały lipiec pracowałam nad szablonem - CSS stał się moją zmorą. Kiedy jeden kod działał tak jak trzeba, następny się buntował, nic mi się nie udawało, miałam problemy z Gimp'em i w rezultacie rzuciłam to w cholerę i dopiero dzisiaj się zebrałam do kupy. Znalazłszy obrazek, który służy mi obecnie za nagłówek stwierdziłam, że spróbuję jeszcze raz. Wiem, że nie jest idealnie, ale jest to dopiero mój 4-ty projekt, który ukończyłam i opublikowałam, odkąd sama zaczęłam pracować nad wyglądem swoich blogów. W jeden dzień, a dokładniej w jedno popołudnie udało mi się zrobić nagłówek, ogarnąć CSS i wszystko "dopracować". W najbliższym czasie będę jeszcze trochę modyfikować niektóre rzeczy, jednak na ten moment zostaje tak. Napiszcie czy Wam się podoba przy okazji ;3


   Jeszcze raz bardzo proszę zostawcie komentarz (nie mówię, że macie pisać epopeję, nawet proste "Ja chcę" wystarczy) JEŻELI CHCECIE POWROTU, bo i tak zabrałam się za 6-ty rozdział, z którym od miesiąca zalegam, jak Lucy z czynszem - tak to miał być suchar T^T

   Jeszcze jedno info. Zrobiłam zakładkę Opinie i Uwagi - jeśli podoba Wam się moja twórczości, lub chcecie mnie zawiadomić o czymkolwiek dotyczącym sagi, bloga, czy szablonu, a może napisać, co Wam tu przeszkadza, wszystko można zostawiać właśnie tam w komentarzach ;*


   Życzę miłego dnia ♥



niedziela, 5 czerwca 2016

LIBSTER BLOG AWARD - Po raz drugi! :D

   Nominowała mnie Lucy, co sprawia, że jest mi miło na serduszku i za co jej bardzo dziękuję ♥ Wpadajcie na jej bloga, warto poczytać, bo prowadzi świetną historię!
Pytanka:

1. Masz jakieś dziwaczne hobby? Dlaczego akurat takie?

Dziwaczne może nie, jednak nietypowym można nazwać kolekcjonowanie uroczych pudełeczek z kokardkami. Mam ich już w nadmiarze >,<

2. Kto z twoich bliskich wie o twoim blogu?

O tym nie wie nikt, poza moją najbliższą przyjaciółką (w sumie siostrą), jednak o drugim wie mój brat, mama i ciocia KLIK

3. Jaki był, by Twój ideał świata? Dlaczego taki, a nie inny?

Dla mnie świat jest idealny. Wychodzę z założenia, że choćbyśmy bardzo chcieli, świat nigdy nie będzie dla nas idealny, ponieważ nie wiemy o nim niczego. Nasza wiedza o świecie wciąż jest wybrakowana i licha, więc nie możemy wykorzystać wszystkich dóbr, jakie w sobie kryje. Tylu rzeczy nie zauważamy. Powinniśmy zastanowić się, co robimy złego światu, skoro tyle na nim zepsucia.



4. Jak myślisz istnieje ten jedyny idealny, jak tak to gdzie byś się spodziewała go poznać?

Wiem, że istnieje gdzieś ten jedyny, którego kiedyś spotkam w życiu i przypuszczam, że poznamy się w księgarni albo empiku, przy mangach xd




5. Co zachęciło Cię do oglądania/czytania anime/mangi FT

W moim przypadku nie co, lecz kto. Mój starszy brat. Kiedyś spytałam się go, czy poleciłby mi jakieś fajne anime, a on wymienił kilka i padło również FT. Sprawdziłam, obejrzałam i pokochałam ♥



6. Jaki masz styl ubierania? Dlaczego?

Luźny, wygodny i praktyczny. Często noszę za szerokie bluzy, czy koszulki, dżinsy i do tego najwygodniejsze buty świata - glany (choć przyznam, najlżejsze to one nie są xd). Wszystko jest raczej stonowane. Przeważnie czerń. Preferuję wygodę nad trendami, a poza tym płynie we mnie krew metalowca. My mamy swój własny unikalny styl ;)

7. Jak myślisz czy można dawać złoczyńcom drugą szanse? Dlaczego?

Można. Każdy człowiek zasługuje na drugą szansę. Jeżeli faktycznie żałuje i chce się zmienić, warto komuś zaufać :)

8. Jak sądzisz czy Ty i Twoi czytelnicy tworzycie wirtualną "rodzinę"? Opisz kim są dla Ciebie czytelnicy.

Oczywiście! Bardzo cenię sobie członków naszej rodzinki. Są dla mnie wsparciem, pomocą, motywacją, radą. Cieszę się, kiedy ktoś chce do Nas dołączyć i czyta moją pracę. Nie ma nic lepszego ♥

9. Jak nazywała się twoja pierwsza miłość? Dlaczego on, a nie inny?

Emm...powiem, że jeszcze nie miałam okazji się zakochać, ale w dzieciństwie był jeden chłopak, z którym do tej pory chodzę do klasy. Był i nadal jest miły, uczynny, mądry i zabawny. Wyrosłam już z tego uczucia i traktuję go jako przyjaciela. Imienia niestety nie mogę zdradzić >,<

10. Wolisz poznać sens życia i być nie szczęśliwa, czy nie znać, a być szczęśliwa? Dlaczego?

Życie prowadzi do śmierci, a po niej nie wiemy tak naprawdę, co się z nami stanie. Wdaje mi się, że każdy ma jakiś swój powód, dla którego żyje i cele, które zamierza w ciągu swojego życia osiągnąć, więc można to określić jako sens bytu.

11. Gdybyś miała spotkać się w realu z jednym Twoim czytelnikiem/czytelniczką kto by to był? Dlaczego?

Nie każ mi wybierać ;-; Z każdym chciałabym się spotkać i nie mam serca wybierać tylko jednej osoby...Proszę nie zabij mnie za to T^T



***


NOMINACJE: Nikogo niestety nie nominuję, przepraszam :(

Dziękuję Lu za nominację i gdybym mogła to bym się odwdzięczyła ;p
Pozdrawiam Rybki i do następnego ♥

P.S. Rozdział 6 pojawi się z opóźnieniem - muszę zdać historię, fizykę, polski i angielski oraz miałam wypadek rowerowy, wszystko mnie boli i nie chce mi się nic, gomene ;-;



sobota, 4 czerwca 2016

Ogłoszenia #3 - Wattpad, LBA i rozdział ♥

  




 Witam!
Zastanawiacie się, albo nie, dlaczego w statusie pisze, że rozdział może być w piątek, a jest niedziela...czy sobota, nie wiem jak to piszę jest dwie minuty po północy więc de facto niedziela xdd
Co do rozdziału 6-ego, krótko i na temat. Nie wyrobiłam, ale nie o tym tutaj mowa. Jak się uprę to będzie na poniedziałek, albo jeszcze w niedzielę wieczór.

   Jak jest w tytule piszę Wam o Wattpadzie, którego założyłam w kwietniu, ale ostatnio zaczęłam częściej wstawiać rozdziały. O czym piszę? Jeżeli słuchacie Black Veil Brides, to wiecie o jakie ff się rozchodzi ;3 Oczywiście OC + Andy Biersack. Na moim asku jest Go duuużo ----> KLIK  
Jeśli nawet nie wiecie o kogo chodzi, nic ogólnie nie kojarzycie z tego, co tu pisze, to nie ma w nim tak typowych elementów jak jest np. w tym fanfiku. Jest więcej historii OC - Cary, której całkowicie poświęciłam dwie pierwsze części. Są filozoficzne myśli, ale nie jest sztywno  przynajmniej tak mi się wydaję xD Bardziej przypomina książkę, w której tylko występuje BVB. 

   Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam do reszty, bo teraz będziecie czytać o LBA od Lu-chan, do której obowiązkowo macie zajrzeć (TU i TUTAJ), bo Was znajdę i naślę Shię, albo Erzę, a w najgorszym wypadku Rin, która nie wychodzi z SZAFY od stycznia >,<  
Wracając, chcę jeszcze Was prosić, w sumie to Lucy-chan o trochę cierpliwości, bo ciągle szukam blogów, które mogłabym nominować...Po mojej przerwie muszę znów wrócić do czytania błogów, co nie jest łatwe, jak ktoś wciąż dodaje rozdziały, czasem ciężko się zabrać...
 Lu, dużo weny, bo czekam na rozdziały ♥
Pozdrawiam Rybki ;)

czwartek, 26 maja 2016

Rozdział 5 część II - Tutaj dorastałem, tutaj umarłem.

 
***


   Wyszłam zza pleców przyjaciółki, by dojrzeć kobietę której imię przywodziło mi na myśl wojnę, brud, kurz i krew. Nagle z cienia wyłoniła się sylwetka pięknej kobiety na oko dwudziestolatki o bladej jak śnieg skórze, czarnych nierealnie długich włosów, które kontrastowały z jej cerą i sięgały niemalże do ziemi. Jej wąskie, ale wyraziste złote oczy mieniły się w świetle księżyca. Miała bardzo wydatne i kobiece kształty, które opinała asymetryczna, wojskowa kamizelka, spodnie o tym samym wzorze, podtrzymywane czarnym paskiem przewiązanego zgniło-zieloną chustą. Na rękach widniały rękawice pasujące kolorystycznie do wojskowego stroju, sięgające do łokci, a na prawym ramieniu miała przepaskę z podobizną białego wilka.
Wtem jej wydatne usta ułożyły się do słów:
-Witam, to was wyznaczył Makarov. Moje imię zapewne już znacie, jednak wypada się przedstawić - ukłoniła się - Nazywam się Alessa Duster i jestem ziemnym smoczym zabójcą.


***


Lucy:

   Po tych słowach podeszła i uścisnęła nasze dłonie. W chwili gdy chwyciła moją poczułam jakby nagle jakiś głaz zmiażdżył mi palce. Mimo bólu uśmiechnęłam się nieszczerze i również się przedstawiłam. W powietrzu zawisło milczenie. Patrzyła na nas swoimi złotymi latarkami z zaciekawieniem, aż w końcu tą niezmąconą ciszę przerwał jak zawsze poważny aczkolwiek swobodny ton Erzy -  Mistrz nie przekazał mi wszystkich informacji więc pozwolę sobie zapytać, w jaki sposób ma nam pani - tu jej przerwała - Po prostu Al - uśmiechnęła się po czym pozwoliła dokończyć Tytanii. Szkarłatnowłosa przytaknęła i kontynuowała:
- W jaki sposób pomożesz nam w poszukiwaniach? Istnieje możliwość, że Dyrygent nie przebywa już na terenie Ishgaru, lub, co mniej prawdopodobne - jest martwy.
- Potrafię wyczuwać drgania litosfery i przyporządkować je do danej osoby, z którą miałam wcześniej kontakt, w promieniu kilkuset mil. Niestety miałam już bliskie spotkanie z panem wirtuozem, co skończyło się zniszczeniem połowy miasta, ale tylko mnie zgarnęła Rada. Szczyl się ulotnił szybciej niż pojawił...- zmarszczyła brwi. - Dlatego nie mogę się nigdzie pokazywać. Idioci z Rady Magicznej skazali mnie na rok pracy społecznej w jakimś klasztorze. Miałam w dupie sprzątanie po ojcach Mateuszach, więc im zwiałam. Jestem poszukiwana, prawie wszędzie są wywieszone listy gończe, więc muszę się ukrywać - prychnęła. Erza złapała się za podbródek i po chwili zwróciła się do kobiety o wzroście jakiegoś mutanta:
- Rozumiem. Czyli poprzez drgania w ziemi potrafisz odczytywać nasze ruchy. A skoro Dyrygent zniknął niezauważenie...
- Jego mocną stroną jest szybkość. Potrafi poruszać się, jak mniemam z prędkością dźwięku - wtrąciłam. - Na otwartej przestrzeni przemieszcza się niesamowicie szybko i zadaje głębokie rany cięte. Podejrzewam jednak, że gdyby przeciwnik był równie zwinny, jego siła znacznie by zmalała.
- Czyli mamy spore szanse - uśmiechnęła się Scarlet.
- Któraś z was umie się teleportować czy jak? - czarnowłosa uniosła jedną brew.
Zbroja Lotu
- Posiadam zbroję, dzięki której poruszam się o wiele szybciej i mogę mierzyć się dzięki temu z prędkością naszego poszukiwanego - wytłumaczyła.
- Słynna Tytania, chciałabym się kiedyś z tobą zmierzyć - uśmiechnęła się zadziornie. pokazując swoje charakterystyczne dla smoczego zabójcy kły.
- Kiedy zakończy się nasza misja możemy stanąć do walki - właśnie w takich momentach czuję się jak dekoracja. Słynna Tytania, a nikt o słynnej Lucy już nie słyszał, co?!

   - Komu w drogę temu czas! - poklepała nas po plecach i ruszyła przed siebie, a tuż za nią Erza. Ja stałam oszołomiona i lekko zirytowana ich wcześniejszą rozmową. Nie zawracaj sobie głowy głupotami Lucy! Poklepałam się po policzkach na ocucenie i pobiegłam za towarzyszkami. Chciałam zapytać się dokąd prowadzi nas zmysł Alessy, ale wyprzedziła mnie szkarłatnowłosa:
- Wyczułaś go już?
- Jest daleko. Na zachód od Crocus. Prawdopodobnie zatrzymał się tam chwilę  i nie jestem pewna, ale zmierza...cholera, coś zakłóca - też słyszałam to dudnienie. Jakby trzęsienie ziemi. Odwróciłam się i zobaczyłam tumany kurzu. natychmiast podbiegłam bliżej.
- Ej dziewczyny! Nie chcę wam przeszkadzać, ale jakieś dzikie stado chyba biegnie w naszą stronę!
- Słyszę. Około 20 średniej wagi stworzenia...smoki lądowe. Nie są silne w pojedynkę, ale stada mogą być problematyczne. Nie mamy czasu się z nimi bawić.
Kiedy tupot stawał się głośniejszy, a ziemia trzęsła się coraz bardziej, z kłębów dymu zaczęły wyskakiwać owe kreatury. Wyglądały jak smoki, ale bez skrzydeł. W sumie to nazwałabym je przerośniętymi jaszczurami. Były dwa razy większe od człowieka, w całości pokryte granatowo-zielonymi łuskami, pazury wielkości ludzkiej głowy oraz krwistoczerwone,  typowo gadzie oczy. Ich jazgot porównywalny właśnie do smoczego ryczenia ranił uszy niemiłosiernie.
   Erza używając podmiany ruszyła na rozwścieczone stado w zbroi Niebiańskiego Koła. Może powinnyśmy w tej sytuacji po prostu uciec, ze względu na goniący nas czas, ale z drugiej strony owe stado mogło napaść na jakąś pobliską wioskę, lub wyrządzić wiele szkód po drodze, a takie wściekłe "bydło"szybko nie ustanie. Dołączyłam się do Scarlet, która już całkiem nieźle panowała nad sytuacją.
- Okrąg Mieczy! - po tych słowach wokół unoszącej się na ogromnych skrzydłach szermierki pojawiło się mnóstwo oręży, które na jej rozkaz ruszyły w stronę bestii. - Blumenblatt! - Nie czekała na ich odpowiedź tylko stale bombardowała ostrzami. Nieopodal Alessa wciąż usiłowała wytropić wśród tego rabanu Edgara. Postanowiłam nie stać bezczynnie i wspomóc nieco Erzę.
- Otwórz się bramo Strzelca! Sagittarius! Gwiezdna Suknia forma Strzelca! - Łukiem wycelowałam w skupisko wybijanych przez Tytanię jaszczur. - Gwiezdny Strzał! - tym atakiem również wyeliminowałam sporo przeciwników. Szybko zmieniłam Suknię na formę Byka oraz przyzwałam Taurusa. Znajdowaliśmy  się wówczas między nimi. - Fala Ziemi! - Taurus chyba nie wziął mnie na poważnie...Mimo moich starań musiałam zdecydować się na innego Gwiezdnego Ducha, gdyż perwersyjne teksty mnie rozpraszały, a on sam nic nie robił.
- Otwórz się bramo Barana! Aries! Gwiezdna Suknia forma Barana! - wraz z pomocą Aries i jej "Wełnianej Bomby" unieszkodliwiłyśmy połowę bydlaków. Po drugiej stronie Erza, która zdążyła zauważyć, że włączyłam się do walki, zwęgliła przeciwników w zbroi Płomiennej Cesarzowej. Tej to fajnie, ona to nie ma problemów ze zboczonymi bykami! Zamknęłam bramę, dziękując Aries, na co jak zawsze otrzymałam wiązankę przeprosin i podbiegłam do Erzy.
- Dobra robota Lucy! - zwróciła do mnie zadowolona szkarłatnowłosa. Uśmiechnęłam się wymownie i podziękowałam za pochwałę. Wracałyśmy do smoczej, by sprawdzić jej poczynania, ale coś nas zatrzymało.
Nagle do moich uszu dobiegł jakiś...chichot? We dwie spojrzałyśmy po sobie, po czym usłyszałyśmy głos Duster:
- Padnijcie! Kamienna Pięść Ziemnego Smoczego Zabójcy! - Mimo że rzuciłyśmy się ze Scarlet na grunt, zdążyłam ogarnąć wzrokiem co się dzieje. Czarnowłosa uderzyła pięścią w ziemie, co spowodowało masywne trzęsienie i rozgromienie obszaru przed nami. Większe i mniejsze odłamy gruzu wystrzeliły pod wpływem jej siły na kilkanaście metrów w powietrze i opadły z jeszcze gorszym hukiem.
   Kompletnie nie wiedziałam co się dzieje, Erza z resztą chyba też. Atak smoczej zabójczyni sprawił, że widoczność ograniczyły nam ogromne kłęby kurzu, jednak wciąż widać było sylwetkę towarzyszki.
- Granitowy Ryk Ziemnego Zabójcy Smoków! - Nagle cały wcześniejszy pył został wchłonięty przez Alessę, a z jej płuc wydobył się Smoczy Ryk, którym wycelowała w...no właśnie kogo? Tajemnicza osoba wzbiła się w powietrze, unikając ataku. To chyba kobieta...Wtem usłyszałam głos:
- Przyzwanie! Smok Lądowy! - bardzo wysoki, wręcz dziewczęcy głosik wypowiadający te słowa  wskazywał, że naszą przeciwniczką może być ktoś w wieku Wendy. Przyzwanie? Przed nami z niczego nagle pojawiła się o wiele większa wersja jaszczura, którego stado niedawno pokonałyśmy. Na czubku jego łba stała sprawczyni zawieruchy. Nie mogłam dostrzec z tak wysoka jak wygląda. Wyglądało to jakby umiała wskrzeszać obiekty i dowolnie je modyfikować.
- Która z was to Alessa Duster? - posłała pytanie na dół, gdzie z naszej trójki właśnie czarnowłosa stała najbliżej. Przez myśl mi przeszło, że być może Rada wynajęła kogoś do schwytania Alessy.
- Źle trafiłaś! Nie wypada zejść tu na dół i rozmawiać jak równy z równym? - wykrzyczałam w stronę dziewczyny. - A! Przepraszam zuchwałość - nie wiem, czy kpiła ze mnie w tym momencie, bo zabrzmiało to sarkastycznie w jej ustach.
- Wygnanie! - wydała polecenie, przez które przyzwane wcześniej monstrum zamieniło się w proch i odeszło wraz z wiatrem. Ona zaś wylądowała na ziemi robiąc przy tym salto. Widać, że niezła z niej brawurka. Jej włosy były bardzo długie. Miały kolor bladego wina, który przechodził w czerwień i kończył się rudo na końcówkach. Oczy niczym dwa cytryny idealnie współgrały z jasną cerą. Miała na sobie czarny mundur składający się z płaszcza z czerwonymi wstawkami i szerokiego, brązowego pasa, białych rękawiczek oraz czapki w stylu komendanta o tej samej kolorystyce co płaszcz. Po lewej stronie miała upleciony warkocz związany czarno-białą kokardą.
Zrobiła krok do tyłu i przedstawiła się z ukłonem.
   - Na imię mi Shia Sakamura i posługuję się wymarłą techniką, którą ludzie często mylą z magią smoczych zabójców - jestem zaklinaczem smoków. Właśnie wykonuję misję, zleconą mi przez Radę Magiczną. Tak się składa, że poszukiwana jest moja siostra Alessa Duster, stąd tamto pytanie - ta to ma słowotok. Zaraz siostra Alessy? Jaka zaklinaczka smoków, pierwszy raz słyszę o czymś takim...
- Nie mamy z nią nic wspólnego. Czego szukasz jej akurat tutaj? - spytała Erza.
- Ponoć widziano ją w Bellis, mam tam swoje źródła - Spojrzała na Alessę, która niewzruszona stała pomiędzy nami. Miała kaptur ale nawet jeśli, to czy jej siostra nie powinna poznać jej od razu? Mają też różne nazwiska...no właśnie!
- Jesteście siostrami, ale wasze nazwiska się różnią? - spytałam podejrzliwie.
- Jesteśmy siostrami przyrodnimi, mój ojciec przygarnął ją kiedy ja byłam poza Fiore. Teraz wróciłam, ale ojciec zginął podczas bójek gdzieś w pobliżu Crocus. Wszyscy wtedy zginęli.
- Czy twój ojciec był może kłusownikiem?! - wyrwałam się z pytaniem. Byłam już zbyt pewna kto może być mordercą.
- Tak...- uniosła jedną brew. Wiedziałam. Edgar. To na pewno on. - Dlaczego pytasz? - dodała. Spojrzałam na Erzę, a potem na Alessę. Obydwie przytaknęły, co oznaczało, że mogę powiedzieć jej o co chodzi.
- Jesteśmy w trakcie poszukiwania człowieka, który...- zacięłam się tutaj. Wiedziałam jak to jest stracić ojca i że Shia domyśliła się co mam na myśli. Spojrzałam na nią. Ta wzdrygnęła się. - Człowieka, który co? Zabił mi ojca? Serio wiecie gdzie on jest? - powiedziała to z tak stoickim pokojem, a wręcz z takim dziecinnym zaciekawieniem. Zdziwiło mnie to bardzo. Dla takiej młodej dziewczynki strata ojca może być błahą sprawą?
- Tak... - odpowiedziałam zmieszana. Wtedy odezwała się Al. - Ty tak reagujesz na wiadomość o człowieku, który zabił twojego rodzica? Nie zależy ci na zemście? - spytała. Spojrzałam na nią. Jej wyraz twarzy pozostał niezmiennie pusty, jedyne co mogłam wyczuć, to irytację w jej głosie.
- Mało czasu z nim spędziłam. Nie nazwałabym go ojcem. Z resztą mam ważniejsze sprawy na głowie niż rozpaczanie za tatusiem - w tym momencie poczułam jakby ze mnie zadrwiła. Chciałam coś powiedzieć, chciałam...- Co ty kurwa możesz mieć ważniejszego od własnego ojca?! - czarnowłosa wydarła się prosto w twarz Sakamury. Myślałam, że już się zdemaskowała, ale ruda tylko prychnęła.
- Jestem Zaklinaczem Smoków i moim jedynym celem jest zabicie Acnologii. Potrafię kiwnięciem palca zniewolić smoki, jaki i smoczych zabójców. Acnologia jest jedynym żyjącym jeszcze smokiem, więc zamierzam go wyeliminować - wysyczała w odpowiedzi. Jej oczy i ton były poważne. Czyli Alessa, Natsu, Wendy i reszta smoczych zabójców nie ma z nią najmniejszych szans? Niemożliwe. Chociaż wspominała, że to wymarła magia. Dlatego Rada ją wybrała, by znaleźć Alessę.
 - Widzę, że mamy tutaj ziemnego smoczka...chyba nie chcesz się ze mną bawić, co? - spytała ironicznie. Czyli wiedziała, że Al jest smoczym od samego początku. Skoro jest zaklinaczem, to na pewno potrafi wyczuwać ich obecność. Duster zadrżała. Wciąż jednak nie dała poznać po sobie słabości. Splunęła pod jej nogi i odwracając się na pięcie zaczęła iść przed siebie.
- Dobrze, mogę wam pomóc unieszkodliwić pana mordercę. Nie wiem jeszcze, co za to mi dacie, ale mogę na razie być miła i bezinteresowna - powiedziała przesłodzonym głosikiem.
- Jak niby chcesz nam pomóc? - spytałam.
- E blondi, nie rób ze mnie idiotki. Całe Fiore wie o Dyrygencie! - obeszła mnie dookoła. Jaka blondi?! Zaraz gówniarz będzie jadł tamten gruz! Bez nerwów Lucy...- Trochę szacunku da starszych! - Postanowiłam się "opanować".
- Haha! Mam szanować laskę, która wygląda jak cosplay'erka z dwoma melonami zamiast biustu? - zaraz ją do #$%@ nędzy uduszę!!!

- Zamkniesz się wreszcie! Jak masz nam pomóc, to rusz dupę i chodź! Lucy idziemy! - Alessa darła się już na nas dziesięć metrów dalej, gdzie stała wraz z Erzą. Ruszyłyśmy w ich stronę. Kiedy byłyśmy w pełnym, teraz już czteroosobowym składzie, zmierzałyśmy do Crocus, ponieważ potrzebny był nam nocleg. Słońce skryło się już za horyzontem, ale pozostało nam jeszcze trochę czasu.


- Ostry masz ten mieczyk siostrzyczko? - teraz się skrzat czepił Erzy.
- Dzieci nie bawią się ostrymi narzędziami - skwitowała.
- Dziewczynki nie bawią się w rycerzy - ciągnęła z tym swoim kpiącym uśmieszkiem.
- Mogę stępić na tobie ten miecz, jak tak bardzo chcesz...
- Zobaczymy
- Dobra dziewczyny dosyć! - zaraz będą się tutaj tłuc, a znając Erzę, która nie da sobie wyjść na głowę, wolę nie ryzykować.
- E blondi weź się nie wtrącaj! - no co za bezczelne dziecko!
- Przestań mnie tak nazywać!

   I właśnie w takim "cudownym" (czyt. mord, krew i wyzwiska) nastroju dotarłyśmy do Crocus jeszcze przed dwudziestą. Szybko znalazłyśmy w miarę niedrogi nocleg, co jest w Crocus ciężkie i zajęłyśmy swoje pokoje. Były dwuosobowe. Wiadome Alessa nie mogła być z Sakamuro. Myślałam już, że wyląduję w jednym pokoju z bezczelnym skrzatem, ale ku mojemu zdziwieniu Erza pierwsza stwierdziła, że idzie do Shii. Pokój był urządzony prosto ale ładnie. Ściany białe, na podłodze olchowe panele, jedno, duże okno, z ciemno-turkusowymi, długimi zasłonami z widokiem na wielką arenę, gdzie odbywają się Igrzyska Magiczne. Łóżka umiejscowione po dwóch stronach okna, z ciemnymi, metalowymi ramami i kremową pościelą. W prawym rogu, obok drzwi wejściowych stała dębowa szafa zamykana na klucz, a po lewej stronie niedaleko łóżka znajdowały się drzwi łazienkowe. Zaś pomiędzy łóżkami był mały stoliczek, na którym stało sake i dwa kieliszki. Miło nas ugościli. Erza zapewne skorzysta z tej oferty. Z jednej strony się cieszę, a z drugiej martwię...


***


   Noc przespałam nawet spokojnie. Nie budziły mnie żadne krzyki zza ściany obok, gdzie spała Erza i Sakamuro. Czyli było pokojowo i dyplomatycznie. Albo po prostu Erza się upiła i poszła spać, żeby młoda jej nie wkurzała.
Wstałam i wyciągnęłam z plecaka świeże ubrania, ręcznik i kosmetyczkę. Alessy już nie było w pokoju, ale została jej saszetka, a łóżko było niepościelone. Przecież by mnie obudziła, jakbyśmy miały ruszać. Pomaszerowałam do łazienki się odświeżyć i doprowadzić do porządku. Wczoraj nie miałam siły się rozebrać do spania, a co dopiero umyć.
Doprowadziłam się do porządku w jakieś dwadzieścia minut i wyszłam z łazienki. Pościeliłam łóżko, spakowałam plecak i położyłam na poduszce. Słońce jeszcze wisiało na horyzoncie, więc było gdzieś koło szóstej rano. Wyszłam z pokoju, żeby zobaczyć co u Erzy i skrzata. Uchyliłam delikatnie drzwi, żeby nie obudzić ich, gdyby jeszcze spały. Jak podejrzewałam, któraś z nich się upiła, ale tą osobą była Sakamura...Leżała "biedna" na łóżku do połowy przykryta kołdrą, poduszka leżała na ziemi, jedna noga wisiała poza metalową ramą, druga oparta była o ścianę. Wyglądała komicznie. Szkarłatnowłosa zaś siedziała spokojnie na swoim posłaniu i jadła uwaga: ciasto truskawkowe, kto by się spodziewał?! Ja już przestałam pytać gdzie ona to mieści.
- Erza? - wskazałam oczami na zabitą alkoholem, cicho się śmiejąc. Ta wskazała ruchem ręki, żebym usiadła obok niej. To zrobiwszy zaczęła mówić:
- Wlałam w nią całą butelkę, żeby się uciszyła. Zaczęła gadać, że widać po mnie, że jem tyle ciasta i nigdy nie znajdę sobie faceta, haha - zaczęła się nerwowo śmiać. W tym momencie ja zaczęłam się bać. Pewnie chodzi o Jellala...
- Lucy!
- C-Co?
- Czy ja jestem gruba?!
- Nie! No coś ty! Jesteś najszczuplejszą osobą jaką znam...- chyba przesadziłam.
- Naprawdę? - chyba umrę, po raz pierwszy Erza się tak rumieni, czy nie wyczuła, że to było komplement ze strachu przed pobiciem? To dla mnie lepiej.
- Tak! Nie przejmuj się tym bezczelnym dzieckiem, wytresujemy ją - uśmiechnęłam się, a ona wybuchła śmiechem. Szybko do niej dołączyłam.
   Po chwili do pokoju weszła Alessa i kazała nam się zbierać. Wybudziłyśmy małą pijaczynę, którą Erza musiała nieść na barana. Doprowadziłam pokój do porządku i zabrałam rzeczy Sakamury. Niedługo po opuszczeniu hotelu znalazłyśmy się na peronie. Smocza zabójczyni wytropiła Edgara niedaleko granicy Crocus, gdzie kiedyś mieściła się wioska Carasus (Wiśnia). Teraz jest ponoć opuszczona.
Po pół godziny byłyśmy już na miejscu. Wysiadłyśmy z pociągu i ruszając za Alessą dotarłyśmy do miejsca przypominającego pogorzelisko. Jedyne, co mogło wskazywać na to, że kiedyś mieszkali tu ludzie, to tylko fragmenty fundamentów, niemalże doszczętnie zburzonych budynków oraz znak leżący wśród gruzu, na którym widniał prawie starty napis "Witamy w Carasus".
   Ktoś tam stał. Pośrodku tego wszystkiego widac było tylko jedną sylwetkę. Spojrzałam na Alessę wymownie. Ta zmarszczyła brwi.
- To on - teraz już nie było odwrotu. Musimy sprowadzić go do gildii. Mamy sporą przewagę. Nagle, jakby...zniknął? Nie. Po prostu przemieścił się tak szybko, że nie byłam w stanie dogonić go wzrokiem. Nauczyłam się już o nim pewnych rzeczy. Patrzył na nas z odległości co najwyżej pięciu metrów.
- Podmiana. Zbroja Lotu!
- Granitowy Ryk Ziemnego Zabójcy Smoków! - Alessa wykonała pierwszy ruch.

- Ty pani rycerz - młoda zwróciła się do Erzy.
- Czego?
- Szybka jesteś teraz tak? Zabierzesz mnie do niego i będzie po sprawie.
- Tylko nie rób mu krzywdy - wtrąciłam się.
- A co zakochana?
- N-Nie! Po prostu musimy go mieć żywego...
- Dobra jak tam chcesz - po wszystkim ta mała naprawdę źle skończy!
Alessa ciskała w niego wszystkim na raz, a Edgar jedynie robił uniki.

-Nie uciekaj gnido! Stań do walki jak mężczyzna! - czarnowłosa traciła cierpliwość. W końcu się odezwał. Wtedy zabolało mnie serce...


Tutaj dorastałem...tutaj umarłem. 


***




Niedziela albo sobota to nie jest ale ważne, że się starałam! Druga część jest! Teraz wy się wypowiedzcie. Co myślicie? Wiem, że pewnie będzie multum błędów, ale wybaczcie mi, to jak zwykle pośpiech...
Wprowadziłam kolejną bohaterkę. Było więcej humoru, mam nadzieję, że nie przesadziłam xd

Tutaj macie kilka obrazków, które znalazłam w internecie, pasujące do naszej małej, bezczelnej Shii Sakamury ^^ Obiecuję uzupełnić Bohaterów o jej opis. Widzimy się za tydzień!

Kocham  i pozdrawiam♥










niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 5 część I - Echo płaczące w mojej głowie


***
- Mistrzu, czy wiesz więcej niż my? - wypaliła na wstępie.
- Skąd ten wniosek? - odpowiedział pytaniem.
- Intuicja. - uniosła sarkastycznie jedną brew.
- Widziałaś Porlyusicę? - spytał na wpół twierdząco.
- Czyli się nie mylę. - skwitowała blondynka.
Makarov zaśmiał się lekko. Długo myślał nad odpowiednią osobą i chyba już ją znalazł.
- Edgar Sync, jest smoczym zabójcą, co już wiesz. Jako wyjątek wśród slayerów nie cierpi na chorobę lokomocyjną. Może się to wydawać bez znaczenia, lecz posiada jedną słabość, o której wciąż mało wiemy. Cierpi z tego powodu. Zrobiło się ostatnio o nim głośno we Fiore, po tym, jak zabił czterdziestu kłusowników na obrzeżach Crocus. Nie wiemy, jakie ma motywy. - zakończył swój monolog,wyczekując reakcji blondynki.
- Widziałam go, jak jechał w stronę Acalyphy. Rozmawiałam z nim. - zacisnęła w rękach spódnicę - wydawał się taki miły...- nie mogła uwierzyć, że ten człowiek mógł zabrać tyle ludzkich istnień. Nie ma na to usprawiedliwienia.
- Pojedziesz w jego ślad z Erzą. Pomoże wam jedna kobieta.
- Dlaczego?
- Sprowadzimy go do gildii. Natsu ma o niczym nie wiedzieć...

***

   Dziewczyna siedziała przy stole, wpatrując się obojętnie w szklankę z wodą. Przejeżdżała od czasu do czasu palcem po jej krawędzi, co tworzyło dziwny dla niej dźwięk. Nie zwracała uwagi na innych, rozszalałych członków gildii. Czekała na powrót Tytanii i jej grupy. Minuty dłużyły jej się niemiłosiernie, odnosiła wrażenie, jakby mijały godziny. W końcu miały opuszczać miasto już za niedługo i na długo. Ciągle przenosiła wzrok ze szklanki na drzwi wejściowe, wypatrując przybycia Erzy. Nie wracała już do pokoju Salamandra. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa i pokierowały ją w przeciwną stronę. Po prostu nie chciała kłamać mu, że wszystko jest dobrze, kiedy już niedługo opuści go bez słowa. Znaczy przyjaciół z gildii też, w końcu są rodziną, ale jednak Natsu jest z nią zawsze nawet, kiedy plądruje jej lodówkę w środku nocy. Wraz z Happym zostali pierwszymi przyjaciółmi blondynki. Uratował ją.
Po budynku gildii rozbrzmiał huk wyważonych drzwi, a w nich stali Gray, Erza, Gajeel i Lilly, którzy wrócili z podróży poszukiwawczej.
- Gdzie zapałka?! - wydarł się mag lodu, zacierając ręce. Szkarłatnowłosa skarciła chłopaka "żelaznym" uderzeniem w łeb, przypominając ekshibicjoniście, że smoczy jest ranny. Wysłała mu ostrzegawcze spojrzenie, które miało sugerować, żeby nawet nie próbował prowokować różowo-włosego, po czym skierowała się w stronę baru. Przed Tytanią, na prośbę pojawiło się jej ulubione ciasto truskawkowe. Delektując się ukochanym przysmakiem zaczęła rozmowę z Mirą, która jak zwykle uśmiechnięta wykonywała swoją powinność. Po chwili podeszła do nich Lucy z mizernym wyrazem twarzy, nie mówiąc o tym, że była blada jak ściana.
- Lucy, co ci jest, źle się czujesz? - zaczęła zmartwiona Tytania.
- N-Nie! - machała rękami, nerwowo się śmiejąc - muszę ci coś powiedzieć. - dodała trącąc ją ukradkiem, dając znak, aby porozmawiać na osobności. Scarlet  poderwała się  miejsca i ruszyła za blondynką do biblioteki, gdzie przeważnie nie ma nikogo, prócz Levy. Hearfilia upewniła się, że są w pomieszczeniu same i usiadła z Erzą przy jednym ze stołów do czytania. Milczenie wypełniało całą przestrzeń. Blondynka zawiesiła wzrok na swoich butach i mimo że dobitnie czuła przenikliwe spojrzenie przyjaciółki nie umiała wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
- Lucy powiesz mi w końcu? - zaczęła szkarłatnowłosa. Adresatka pytania wzdrygnęła i przeczesała nerwowo palcami włosy. Tytania uniosła jedną brew kładąc obydwie dłonie na stole wstała i pochyliła się nad Heartfilią. Ta odkaszlnęła i nie podnosząc wzroku na Erzę zaczęła w końcu mówić:
- Musimy opuścić na jakiś czas gildię - głos jej zadrżał - ale bez większego zamieszania. Nikt nie może wiedzieć - dokończyła. Tytania wróciła na swoje miejsce.
- Dlaczego?
- Mamy misję...mistrz zatuszuje jakoś naszą nieobecność. Nie martw się, nie wyrzucił nas - zakończyła z lekkim uśmiechem. Uzbrojona odwzajemniła gest. Wciąż jednak mierzyła blondynkę dociekliwym wzrokiem, który po chwili poprzedziła pytaniem.
- Misję mówisz...czyli?
- Musimy się kimś zająć. Kojarzysz może Dyrygenta?
- Słyszałam co nieco. Czyli co mamy z nim zrobić?
- Sprowadzić tu...- zastygła na chwilę - Siłą - kończąc zacisnęła ręce w pięści.


*** 


   Chociaż chciałem zniknąć bez żadnego śladu i tak zostawiłem po sobie tylko cierpienie i zniszczenie. Nie pozbędę się tej pieprzonej klątwy. Zeref nic nie wie o tym bólu. Ten układ, dla którego zabijałem, raniłem, niszczyłem życie swoje i innych...jest tylko pustym zapisem. Cała ta jego księga to jeden wielki fałsz. Ten wspaniały czarny mag Zeref - sam nie umiał poradzić sobie ze swoją tragedią, więc co mógłby zdziałać na moją? 
Zabiłem ich. Wszystkich. Dla tego paktu, by pozbyć się bólu. Wybiłem i zabrałem ich krew. Gildia, którą kochałem. Przecież spędziłem z nimi całe swoje życie. Jak mogłem od tak się ich pozbyć? Dlaczego byłem tak ślepy, tak cholernie samolubny?! Niech ten ból mnie zniszczy, pochłonie do końca. Zasługuję tylko na to. Teraz kiedy stoję o własnych nogach i mogę oddychać, czuć wiatr owiewający moją twarz, wiem że żyję i nie potrafię tego znieść. Nie chce żyć. Przegrałem tą walkę. Nie udało mi się pokonać echa. Całe moje życie przepełnione było rozstaniem z Syncopią, klątwą, samotnością, mrokiem. Nigdy nie było w nim miejsca na miłość do drugiego człowieka. W końcu z taką łatwością pozbyłem się moich przyjaciół. Nie mogłem ich kochać, traktować jak rodzinę. Przecież ja nie wiem co to miłość, przyjaźń, oddanie. Moje serce całkowicie zgniło. Uczucia wymarły. Teoretycznie nie powinienem już umieć kochać. Skoro jestem pusty i zepsuty, czemu więc moje serce bije tak szybko?
Kiedy patrzyłem na jej blond włosy, bladą twarz i...łzy. Coś we mnie pękło. Zatraciłem się całkowicie. Była taka bezbronna, cierpiała. Jej uśmiech był szczery i promienny. Mimo tych łez potrafiła się cieszyć, przekazać tę radość komuś innemu. Poczułem się przy niej tak jak z gildią, kiedy nie byłem w pełni smoczym zabójcą. 
   Pięć lat temu wystąpiły u mnie nagłe bóle głowy. Nie potrafiłem długo przebywać między ludźmi, w karczmach, na festynach. Nasilało się to z każdym dniem. Moje uszy słyszą dźwięki niesłyszalne dla reszty, są najbardziej wyczulone wśród smoczych zabójców. Niemalże każde głośniejsze brzmienia wywołują u mnie ból. Radosne krzyki dzieci, cieszących się z pierwszych dni ciepłej wiosny, pieśni ptaków, nawet mój własny głos - przestałem kochać muzykę. Całe moje życie spowił ból, który sprawiał że miałem żal do reszty świata. Ciągle nie rozumiałem dlaczego mnie spotkało coś takiego. 
Nie zasłużyłem na uśmiech, który od niej otrzymałem. Nie mogę wyrzucić jej imienia z pamięci. Ani głosu, który ukoił moje uszy. Dzięki niej poczułem, że mogę uwolnić się od tej klątwy. Bez śmierci ciągnącej się na każdym kroku. Jednak zraniłem ją, straciłem sympatię kogoś, kto zwrócił mi nadzieję na wolność. Nie ma dla mnie szansy...Chciałem by mnie usłyszała chociaż raz. 
Lucy...



***

   - Lucy? Stało się coś? - wyrwał mnie z zadumy czyiś głos. Dlaczego to musiał być on?! Odwróciłam się niechętnie napotykając zazwyczaj dzikie, zielone tęczówki, z których na chwilę uleciało życie. Były jakby puste. Chociaż nosiły w sobie krztę troski. 
Pokręciłam przecząco głową i uśmiechnęłam się nieszczerze, ale pewnie i tak tego nie zauważył, bo odpuścił temat i oparł się z powrotem o ramę łóżka. W dalszym ciągu nie wiem po co chciał, żebym do niego przyszła. Siedzieliśmy już chwilę w ciszy, która coraz bardziej mnie irytowała. Nie mogłam mu powiedzieć, że opuszczam gildię i wracam z dupkiem, który przygwoździł go do tego łózka. Chcę być z nim szczera. Tak bardzo nienawidzę okłamywać swoich przyjaciół. Ukrywać ważną dla wszystkich sytuację i udawać, że wszystko jest dobrze. 
Znowu odpłynęłam. Natsu machał mi ręką przed oczami. Wzdrygnęłam i postawiłam się do pionu, przez co zachwiało się krzesło, na którym siedziałam. Różowo-włosy przytrzymał mebel, dzięki czemu nie znalazłam się razem z siedziskiem na podłodze. Wytrzeszczyłam na niego oczy i wyczekiwałam, aż cokolwiek powie, bo znając życie coś mówił, a ja znów nie kontaktowałam. Ten zaśmiał się widząc moją twarz, a ja schowałam ją we włosach, spuszczając na powrót głowę. Mi nie było do śmiechu. Jak mogę dzielić z nim ten czas, żartować, kiedy tej nocy opuszczam Magnolię. Nie wiem, kiedy wrócę i czy wrócę. Zaraz, co ja w ogóle mówię?! Nie mogę tak myśleć. Na pewno uda nam się go pojmać. Zmuszę go by ukorzył się przed mistrzem i przeprosił za to, co zrobił Natsu. Nie zamierzam go pomścić, ale chcę, żeby Dyrygent również zaznał bólu, który zadał mojemu przyjacielowi. Nie powinnam tak myśleć, jednak w moim sercu gnieździ się nienawiść. Do tego miłego, promiennego człowieka, który okazał się zwykłym zabójcą i oszustem. Nie wybaczę mu tego. W końcu to co mówił, było zwykłym kłamstwem...
Jest jedna rzecz, która do tej pory nie daje mi spokoju. W mojej głowie rozbrzmiewa melodia, której nigdy jeszcze nie słyszałam, lecz wydaje się znajoma. Nie rozpoznaję głosu, który ją nuci. Słodki sopran topniejący i rozpływający się pomiędzy delikatnym i cichym dźwiękiem skrzypiec. Zawładnęła moim umysłem i zarazem przeraziło mnie, że pieśń kojarzy mi się z Edgarem. Nie mogłam go wyobrazić sobie nucącego słowa w nieznanym mi języku.



   Moje myśli wciąż jednak krążyły wokół jego osoby. Wśród tej nienawiści nie mogę odrzucić sympatii, którą go darzę i...współczuciem? Wydaje się mieć duży bagaż doświadczeń, niekoniecznie przyjemnych. Jakby cały czas coś go ściągało na sam dół. Może został ze wszystkim sam? Czy mogę go tak pochopnie oceniać? Z jakiegoś powodu chcę poznać jego historię...
   Spojrzałam znów na Salamandra. Czy on ciągle się tak na mnie gapił, czy po prostu mam coś na twarzy? Uśmiechał się delikatnie, a oczy lekko przymrużone czytały ze mnie jak z otwartej książki. Chciałam zapytać, czy coś się stało, ponieważ już od dłuższego czasu milczymy, a wpatrujemy się w siebie jak idioci, ale kiedy już miałam otworzyć usta do pokoju wpadła czerwonowłosa. Podskoczyliśmy oboje, po czym Tytania podbiegła do mnie i chwyciła moją dłoń ciągnąc za sobą w stronę wyjścia. Całkowicie zdezorientowana wybiegłam, a w sumie zostałam wydarta z pokoju i krok w krok za Erzą podążałam w kierunku drzwi frontowych. Powoli zaczęło do mnie docierać, że już czas. Na domiar złego coś szarpnęło moją drugą dłoń z siłą równającą się żelaznej kobiecie. Zatrzymaliśmy się, a mój wzrok pokierowałam w stronę sprawcy naszego postoju. Scarlet uczyniła to samo, jednak jej tęczówki wyrażały chęć mordu. Po drugiej stronie stał Dragneel z grobowym wyrazem twarzy. Mierzyli się nawzajem nieprzyjemnymi spojrzeniami, a ja stałam pomiędzy nimi i wyczuwałam w powietrzu kłótnię. Co robić?
- Lucy, idziemy - rzuciła sucho szkarłatnowłosa i pociągnęła mnie za rękę.
- Gdzie? - wysyczał wręcz Natsu targając moją drugą dłoń do siebie.
Większość gildii patrzyła na nas ze zdziwieniem. Nie tyle dlatego, że smoczy od tak sobie wstał i pobiegł za nami, ale powaga jaka ciążyła w powietrzu przyprawiała ich o ciarki, a razem z nimi i mnie. W końcu stałam pośrodku tego teatru.
- Pytam...gdzie? - powtórzył zniecierpliwiony.
- Mistrz wam wszystko wyjaśni, musimy wyjść. TERAZ - odparła z naciskiem na ostatnie słowo. Zmarszczyła brwi, Salamander zareagował tak samo - Wy mi powiedzcie - uparł się no. Co mu tak zależy? Niepodziewanie wyrwałam się z uścisku Dragneela i zgarniając Erzę ruszyłam do wyjścia. Natsu nie przewidział, że mu ucieknę. O dziwo nie trzymał mnie aż tak mocno. Jakby bał się, że mnie tym zrani...Co ja bredzę?! Chyba adrenalina tak na mnie działa. Tak, na pewno, ale mniejsza. Wyszłyśmy z gildii zostawiając zapewne zdezorientowaną resztę członków w niej przebywającej. Nie możemy przecież nic powiedzieć. Słowa nieraz same cisną mi się na usta. Mimo wszytko w pewnych chwilach za wszelką cenę nie można stracić nad sobą panowania. Samokontrola to coś niespotykanego u członków gildii Fairy Tail, aczkolwiek zdarzają się wyjątki.
Wtem drzwi budynku zamknęły się z hukiem. Odwróciłam się, tym samym stając w miejscu. Byłyśmy jeszcze całkiem niedaleko.
- Mistrz ich uspokoi - rzuciła czerwonowłosa. Ruchem ręki dała mi znać, żebym nie zawracała. Niechętnie wróciłam na właściwy tor dotrzymując kroku Tytanii.
Zahaczyłyśmy o swoje mieszkania zabierając z nich najpotrzebniejsze rzeczy. Oczywiście jej zajęło to mniej niż minutę, podczas gdy u mnie spędziłyśmy blisko pół godziny.

- Przestaniesz się drzeć?! - Krzyknęłam, kiedy rozdrażniona zaczęłam pakować nie to co trzeba.  Normalnie bym pożałowała swoich słów wyczekując kary, jednak byłam naprawdę wkurzona i nie obchodziło mnie, czy ją to obrazi, czy rozzłości. Ciągle tylko mnie poganiała, a przez to nie mogłam się skupić na tym co robię.
- Nie mamy czasu! - zawtórowała, krążąc po pokoju niekiedy potykając się o własne nogi.
W końcu, kiedy już przestała mnie nękać i się ze mną kłócić, spakowałam wszystko co potrzebne i opuściłyśmy mieszkanie.

- Gdzie teraz? - spytałam niepewnie, ponieważ nie odzywałyśmy się do siebie od naszej uprzedniej kłótni. Stałyśmy przed bramami Magnolii. Erza odgarnęła włosy unoszone przez wiatr za ucho i wyciągnęła nie wiadomo skąd, gdyż nie posiada w zbroi kieszeni, mapę. Zadziwia mnie ta kobieta...
Mapę otrzymała prawdopodobnie od mistrza, gdyż był na niej zaznaczony czerwony punkt kilka mil na zachód od Magnolii, podpisany czyimś imieniem i nazwiskiem. Przeniosłam wzrok z powrotem na Tytanię, od której wciąż oczekiwałam odpowiedzi.
- Ten punkt to miejsce, w którym mamy spotkać się z naszą współtowarzyszką. Bez niej nie znajdziemy smoczego - odparła bardzo spokojnie, po czym wskazała drogę na dworzec kolejowy, skąd pociągiem mamy się dostać do miasteczka zwanego Bellis, a raczej jego obrzeży. Mistrz powiedział, że ona nie lubi pokazywać się wśród ludzi. Już mi się to nie podoba...


***

- PUŚĆCIE MNIE DO CHOLERY! - Prawie cała gildia próbowała zatrzymać Natsu, by nie pobiegł za Lucy i Erzą. Wpadł jakby w obłęd. Mimo ran i siniaków wyrywał się nawet Laxus'owi, który był mocno zirytowany zachowaniem Salamandra. Wtem całe zamieszanie przerwał Makarov, który swoją "ogromną dłonią" pochwycił Dragneela i zabrał do swojego biura. Wróżki odetchnęły z ulgą, ale wciąż martwiły się i o smoczego zabójcę i nieobecne już w gildii Erzę z Lucy.
Na dole zapanowała cisza. jak wiadomo teraz krzyki wydobywały się z pokoju mistrza.
- Powiedz mi gdzie one są!
- Uspokój się Natsu.
- Przestań pieprzyć! - Salamander uderzył pięścią w biurko, na którym stał jego przełożony. Mistrz z niewzruszonym wyrazem twarzy nieugięcie próbował sprowadzić swojego "syna" na ziemię.
- Nawet jeśli ci powiem i tak nie zostaniesz w gildii - odparł.
- A co ci tak zależy, żebym tu był?! Czemu nie mogę pójść z nimi?! - chłopak wciąż rozwścieczony krzyczał, a jego ochrypły głos powoli doprowadzał mistrza do granic.
- Milcz! -  na dole wszyscy członkowie gildii osłupieli. Ósmy bardzo rzadko się unosi w ten sposób. Teraz nawet Natsu umilkł. Opadł na krzesło i przygryzł dolną wargę.
- Świat nie kręci się wokół ciebie Natsu. Teraz to ty zostaniesz tutaj, a ktoś inny się tym zajmie - oznajmił nieco spokojniej. - Jeśli opuścisz gildię mimo tego ostrzeżenia, nie pokazuj się tu więcej. Możesz wracać do łóżka. Twoje rany jeszcze się nie wygoiły - zakończył, po czym skierował się w stronę okna. Salamander wstał z hukiem z krzesła przewracając je przy tym i wychodząc zatrzasnął jeszcze głośniej drzwi. Bez słowa wrócił do pokoju i nie wychodził z niego przez resztę dnia.



***


   Wysiadłyśmy na przystanku kilka kilometrów od naszego miejsca spotkania. Rozejrzałam się wokół ponieważ zapadał już zmierzch. Wtedy pomyślałam sobie, skąd  tak nagle mistrzowi się wymarzyło, żebyśmy akurat teraz musiały opuszczać gildię? Jak on się kontaktuje z tą kobietą? Może Erza coś wie, ale wolę się jej teraz o nic nie pytać. Dalej czuję między nami napiętą atmosferę, nawet jeśli ona wydaję się być spokojna. Lekko zamyślona podążałam na ślepo za szkarłatnowłosą.
Nagle naszło mnie poczucie winy. Natsu na pewno się o mnie...znaczy o nas martwi. Kiedy wychodziłyśmy z gildii byłam zła, trochę zdezorientowana, nie myślałam o nim, co czuje. Pewnie jest na mnie zły, że nic mu nie powiedziałam. Wybaczy mi? Nie chcę go ranić...Użalanie się nad sobą przerwało mi uderzenie o żelazne plecy Tytanii, która stała gdzieś w jakimś ciemnym zaułku gdzie jedynym źródłem światła był księżyc w pełni. Czyli znalazłyśmy się na miejscu. Wyszłam zza pleców przyjaciółki, by dojrzeć kobietę której imię przywodziło mi na myśl wojnę, brud, kurz i krew. Nagle z cienia wyłoniła się sylwetka pięknej kobiety na oko dwudziestolatki o bladej jak śnieg skórze, czarnych nierealnie długich włosów, które kontrastowały z jej cerą i sięgały niemalże do ziemi. Jej wąskie, ale wyraziste złote oczy mieniły się w świetle księżyca. Miała bardzo wydatne i kobiece kształty, które opinała asymetryczna, wojskowa kamizelka, spodnie o tym samym wzorze, podtrzymywane czarnym paskiem przewiązanego zgniło-zieloną chustą. Na rękach widniały rękawice pasujące kolorystycznie do wojskowego stroju, sięgające do łokci, a na prawym ramieniu miała przepaskę z podobizną białego wilka.
Wtem jej wydatne usta ułożyły się do słów:
-Witam, to was wyznaczył Makarov. Moje imię zapewne już znacie, jednak wypada się przedstawić - ukłoniła się - Nazywam się Alessa Duster i jestem ziemnym smoczym zabójcą.











Wróciłam!  


   Przepraszać nie będę, bo to już się zrobiło trochę nudne xd Mam wyrzuty sumienia, że zawiodłam Was i nie dotrzymałam słowa...Wybaczycie? ●︿●
Bardzo spodobało mi się pisanie z punktu widzenia bohaterów. Narrator 3-osobowy trochu mi się znudził, więc co Wy na żebyśmy sobie przeskakiwali pomiędzy Lucy, a Edgarem i (choć rzadziej) narratorem. Wydaje mi się, że wtedy łatwiej jest opisywać emocje bohaterów w danych sytuacjach, nawet lepiej wtedy przenieść się w ich skórę. Bardzo utożsamiam się z bohaterami xd
Cóż napiszcie mi co sądzicie o rozdziale, czy ciekawy czy nie, bo długość nie ma większego znaczenia, zwłaszcza że odkładałam jego wstawienie w nieskończoność. No ale jest!
Trudno mi będzie powrócić do systematyczności, dlatego będę starać się codziennie cokolwiek dopisywać, by móc Wam mniej więcej co tydzień w weekend wrzucać nowiutki, świeżutki rozdzialik ^^
Przepraszam za błędy...
Zapraszam do komentowania! Nawet anonimek motywuje :D
Za niedługo pojawi się LBA tylko muszę dopracować kwestię nominacji ♥
Pozdrawiam i dziękuję, że zaglądaliście i zaglądacie tu mimo mojej nieobecności ;**
Szczególne podziękowania dla Reiko, Lucy i Asuny ♥ Wam kochane dedykuję ten rozdzialik~