muza

czwartek, 26 maja 2016

Rozdział 5 część II - Tutaj dorastałem, tutaj umarłem.

 
***


   Wyszłam zza pleców przyjaciółki, by dojrzeć kobietę której imię przywodziło mi na myśl wojnę, brud, kurz i krew. Nagle z cienia wyłoniła się sylwetka pięknej kobiety na oko dwudziestolatki o bladej jak śnieg skórze, czarnych nierealnie długich włosów, które kontrastowały z jej cerą i sięgały niemalże do ziemi. Jej wąskie, ale wyraziste złote oczy mieniły się w świetle księżyca. Miała bardzo wydatne i kobiece kształty, które opinała asymetryczna, wojskowa kamizelka, spodnie o tym samym wzorze, podtrzymywane czarnym paskiem przewiązanego zgniło-zieloną chustą. Na rękach widniały rękawice pasujące kolorystycznie do wojskowego stroju, sięgające do łokci, a na prawym ramieniu miała przepaskę z podobizną białego wilka.
Wtem jej wydatne usta ułożyły się do słów:
-Witam, to was wyznaczył Makarov. Moje imię zapewne już znacie, jednak wypada się przedstawić - ukłoniła się - Nazywam się Alessa Duster i jestem ziemnym smoczym zabójcą.


***


Lucy:

   Po tych słowach podeszła i uścisnęła nasze dłonie. W chwili gdy chwyciła moją poczułam jakby nagle jakiś głaz zmiażdżył mi palce. Mimo bólu uśmiechnęłam się nieszczerze i również się przedstawiłam. W powietrzu zawisło milczenie. Patrzyła na nas swoimi złotymi latarkami z zaciekawieniem, aż w końcu tą niezmąconą ciszę przerwał jak zawsze poważny aczkolwiek swobodny ton Erzy -  Mistrz nie przekazał mi wszystkich informacji więc pozwolę sobie zapytać, w jaki sposób ma nam pani - tu jej przerwała - Po prostu Al - uśmiechnęła się po czym pozwoliła dokończyć Tytanii. Szkarłatnowłosa przytaknęła i kontynuowała:
- W jaki sposób pomożesz nam w poszukiwaniach? Istnieje możliwość, że Dyrygent nie przebywa już na terenie Ishgaru, lub, co mniej prawdopodobne - jest martwy.
- Potrafię wyczuwać drgania litosfery i przyporządkować je do danej osoby, z którą miałam wcześniej kontakt, w promieniu kilkuset mil. Niestety miałam już bliskie spotkanie z panem wirtuozem, co skończyło się zniszczeniem połowy miasta, ale tylko mnie zgarnęła Rada. Szczyl się ulotnił szybciej niż pojawił...- zmarszczyła brwi. - Dlatego nie mogę się nigdzie pokazywać. Idioci z Rady Magicznej skazali mnie na rok pracy społecznej w jakimś klasztorze. Miałam w dupie sprzątanie po ojcach Mateuszach, więc im zwiałam. Jestem poszukiwana, prawie wszędzie są wywieszone listy gończe, więc muszę się ukrywać - prychnęła. Erza złapała się za podbródek i po chwili zwróciła się do kobiety o wzroście jakiegoś mutanta:
- Rozumiem. Czyli poprzez drgania w ziemi potrafisz odczytywać nasze ruchy. A skoro Dyrygent zniknął niezauważenie...
- Jego mocną stroną jest szybkość. Potrafi poruszać się, jak mniemam z prędkością dźwięku - wtrąciłam. - Na otwartej przestrzeni przemieszcza się niesamowicie szybko i zadaje głębokie rany cięte. Podejrzewam jednak, że gdyby przeciwnik był równie zwinny, jego siła znacznie by zmalała.
- Czyli mamy spore szanse - uśmiechnęła się Scarlet.
- Któraś z was umie się teleportować czy jak? - czarnowłosa uniosła jedną brew.
Zbroja Lotu
- Posiadam zbroję, dzięki której poruszam się o wiele szybciej i mogę mierzyć się dzięki temu z prędkością naszego poszukiwanego - wytłumaczyła.
- Słynna Tytania, chciałabym się kiedyś z tobą zmierzyć - uśmiechnęła się zadziornie. pokazując swoje charakterystyczne dla smoczego zabójcy kły.
- Kiedy zakończy się nasza misja możemy stanąć do walki - właśnie w takich momentach czuję się jak dekoracja. Słynna Tytania, a nikt o słynnej Lucy już nie słyszał, co?!

   - Komu w drogę temu czas! - poklepała nas po plecach i ruszyła przed siebie, a tuż za nią Erza. Ja stałam oszołomiona i lekko zirytowana ich wcześniejszą rozmową. Nie zawracaj sobie głowy głupotami Lucy! Poklepałam się po policzkach na ocucenie i pobiegłam za towarzyszkami. Chciałam zapytać się dokąd prowadzi nas zmysł Alessy, ale wyprzedziła mnie szkarłatnowłosa:
- Wyczułaś go już?
- Jest daleko. Na zachód od Crocus. Prawdopodobnie zatrzymał się tam chwilę  i nie jestem pewna, ale zmierza...cholera, coś zakłóca - też słyszałam to dudnienie. Jakby trzęsienie ziemi. Odwróciłam się i zobaczyłam tumany kurzu. natychmiast podbiegłam bliżej.
- Ej dziewczyny! Nie chcę wam przeszkadzać, ale jakieś dzikie stado chyba biegnie w naszą stronę!
- Słyszę. Około 20 średniej wagi stworzenia...smoki lądowe. Nie są silne w pojedynkę, ale stada mogą być problematyczne. Nie mamy czasu się z nimi bawić.
Kiedy tupot stawał się głośniejszy, a ziemia trzęsła się coraz bardziej, z kłębów dymu zaczęły wyskakiwać owe kreatury. Wyglądały jak smoki, ale bez skrzydeł. W sumie to nazwałabym je przerośniętymi jaszczurami. Były dwa razy większe od człowieka, w całości pokryte granatowo-zielonymi łuskami, pazury wielkości ludzkiej głowy oraz krwistoczerwone,  typowo gadzie oczy. Ich jazgot porównywalny właśnie do smoczego ryczenia ranił uszy niemiłosiernie.
   Erza używając podmiany ruszyła na rozwścieczone stado w zbroi Niebiańskiego Koła. Może powinnyśmy w tej sytuacji po prostu uciec, ze względu na goniący nas czas, ale z drugiej strony owe stado mogło napaść na jakąś pobliską wioskę, lub wyrządzić wiele szkód po drodze, a takie wściekłe "bydło"szybko nie ustanie. Dołączyłam się do Scarlet, która już całkiem nieźle panowała nad sytuacją.
- Okrąg Mieczy! - po tych słowach wokół unoszącej się na ogromnych skrzydłach szermierki pojawiło się mnóstwo oręży, które na jej rozkaz ruszyły w stronę bestii. - Blumenblatt! - Nie czekała na ich odpowiedź tylko stale bombardowała ostrzami. Nieopodal Alessa wciąż usiłowała wytropić wśród tego rabanu Edgara. Postanowiłam nie stać bezczynnie i wspomóc nieco Erzę.
- Otwórz się bramo Strzelca! Sagittarius! Gwiezdna Suknia forma Strzelca! - Łukiem wycelowałam w skupisko wybijanych przez Tytanię jaszczur. - Gwiezdny Strzał! - tym atakiem również wyeliminowałam sporo przeciwników. Szybko zmieniłam Suknię na formę Byka oraz przyzwałam Taurusa. Znajdowaliśmy  się wówczas między nimi. - Fala Ziemi! - Taurus chyba nie wziął mnie na poważnie...Mimo moich starań musiałam zdecydować się na innego Gwiezdnego Ducha, gdyż perwersyjne teksty mnie rozpraszały, a on sam nic nie robił.
- Otwórz się bramo Barana! Aries! Gwiezdna Suknia forma Barana! - wraz z pomocą Aries i jej "Wełnianej Bomby" unieszkodliwiłyśmy połowę bydlaków. Po drugiej stronie Erza, która zdążyła zauważyć, że włączyłam się do walki, zwęgliła przeciwników w zbroi Płomiennej Cesarzowej. Tej to fajnie, ona to nie ma problemów ze zboczonymi bykami! Zamknęłam bramę, dziękując Aries, na co jak zawsze otrzymałam wiązankę przeprosin i podbiegłam do Erzy.
- Dobra robota Lucy! - zwróciła do mnie zadowolona szkarłatnowłosa. Uśmiechnęłam się wymownie i podziękowałam za pochwałę. Wracałyśmy do smoczej, by sprawdzić jej poczynania, ale coś nas zatrzymało.
Nagle do moich uszu dobiegł jakiś...chichot? We dwie spojrzałyśmy po sobie, po czym usłyszałyśmy głos Duster:
- Padnijcie! Kamienna Pięść Ziemnego Smoczego Zabójcy! - Mimo że rzuciłyśmy się ze Scarlet na grunt, zdążyłam ogarnąć wzrokiem co się dzieje. Czarnowłosa uderzyła pięścią w ziemie, co spowodowało masywne trzęsienie i rozgromienie obszaru przed nami. Większe i mniejsze odłamy gruzu wystrzeliły pod wpływem jej siły na kilkanaście metrów w powietrze i opadły z jeszcze gorszym hukiem.
   Kompletnie nie wiedziałam co się dzieje, Erza z resztą chyba też. Atak smoczej zabójczyni sprawił, że widoczność ograniczyły nam ogromne kłęby kurzu, jednak wciąż widać było sylwetkę towarzyszki.
- Granitowy Ryk Ziemnego Zabójcy Smoków! - Nagle cały wcześniejszy pył został wchłonięty przez Alessę, a z jej płuc wydobył się Smoczy Ryk, którym wycelowała w...no właśnie kogo? Tajemnicza osoba wzbiła się w powietrze, unikając ataku. To chyba kobieta...Wtem usłyszałam głos:
- Przyzwanie! Smok Lądowy! - bardzo wysoki, wręcz dziewczęcy głosik wypowiadający te słowa  wskazywał, że naszą przeciwniczką może być ktoś w wieku Wendy. Przyzwanie? Przed nami z niczego nagle pojawiła się o wiele większa wersja jaszczura, którego stado niedawno pokonałyśmy. Na czubku jego łba stała sprawczyni zawieruchy. Nie mogłam dostrzec z tak wysoka jak wygląda. Wyglądało to jakby umiała wskrzeszać obiekty i dowolnie je modyfikować.
- Która z was to Alessa Duster? - posłała pytanie na dół, gdzie z naszej trójki właśnie czarnowłosa stała najbliżej. Przez myśl mi przeszło, że być może Rada wynajęła kogoś do schwytania Alessy.
- Źle trafiłaś! Nie wypada zejść tu na dół i rozmawiać jak równy z równym? - wykrzyczałam w stronę dziewczyny. - A! Przepraszam zuchwałość - nie wiem, czy kpiła ze mnie w tym momencie, bo zabrzmiało to sarkastycznie w jej ustach.
- Wygnanie! - wydała polecenie, przez które przyzwane wcześniej monstrum zamieniło się w proch i odeszło wraz z wiatrem. Ona zaś wylądowała na ziemi robiąc przy tym salto. Widać, że niezła z niej brawurka. Jej włosy były bardzo długie. Miały kolor bladego wina, który przechodził w czerwień i kończył się rudo na końcówkach. Oczy niczym dwa cytryny idealnie współgrały z jasną cerą. Miała na sobie czarny mundur składający się z płaszcza z czerwonymi wstawkami i szerokiego, brązowego pasa, białych rękawiczek oraz czapki w stylu komendanta o tej samej kolorystyce co płaszcz. Po lewej stronie miała upleciony warkocz związany czarno-białą kokardą.
Zrobiła krok do tyłu i przedstawiła się z ukłonem.
   - Na imię mi Shia Sakamura i posługuję się wymarłą techniką, którą ludzie często mylą z magią smoczych zabójców - jestem zaklinaczem smoków. Właśnie wykonuję misję, zleconą mi przez Radę Magiczną. Tak się składa, że poszukiwana jest moja siostra Alessa Duster, stąd tamto pytanie - ta to ma słowotok. Zaraz siostra Alessy? Jaka zaklinaczka smoków, pierwszy raz słyszę o czymś takim...
- Nie mamy z nią nic wspólnego. Czego szukasz jej akurat tutaj? - spytała Erza.
- Ponoć widziano ją w Bellis, mam tam swoje źródła - Spojrzała na Alessę, która niewzruszona stała pomiędzy nami. Miała kaptur ale nawet jeśli, to czy jej siostra nie powinna poznać jej od razu? Mają też różne nazwiska...no właśnie!
- Jesteście siostrami, ale wasze nazwiska się różnią? - spytałam podejrzliwie.
- Jesteśmy siostrami przyrodnimi, mój ojciec przygarnął ją kiedy ja byłam poza Fiore. Teraz wróciłam, ale ojciec zginął podczas bójek gdzieś w pobliżu Crocus. Wszyscy wtedy zginęli.
- Czy twój ojciec był może kłusownikiem?! - wyrwałam się z pytaniem. Byłam już zbyt pewna kto może być mordercą.
- Tak...- uniosła jedną brew. Wiedziałam. Edgar. To na pewno on. - Dlaczego pytasz? - dodała. Spojrzałam na Erzę, a potem na Alessę. Obydwie przytaknęły, co oznaczało, że mogę powiedzieć jej o co chodzi.
- Jesteśmy w trakcie poszukiwania człowieka, który...- zacięłam się tutaj. Wiedziałam jak to jest stracić ojca i że Shia domyśliła się co mam na myśli. Spojrzałam na nią. Ta wzdrygnęła się. - Człowieka, który co? Zabił mi ojca? Serio wiecie gdzie on jest? - powiedziała to z tak stoickim pokojem, a wręcz z takim dziecinnym zaciekawieniem. Zdziwiło mnie to bardzo. Dla takiej młodej dziewczynki strata ojca może być błahą sprawą?
- Tak... - odpowiedziałam zmieszana. Wtedy odezwała się Al. - Ty tak reagujesz na wiadomość o człowieku, który zabił twojego rodzica? Nie zależy ci na zemście? - spytała. Spojrzałam na nią. Jej wyraz twarzy pozostał niezmiennie pusty, jedyne co mogłam wyczuć, to irytację w jej głosie.
- Mało czasu z nim spędziłam. Nie nazwałabym go ojcem. Z resztą mam ważniejsze sprawy na głowie niż rozpaczanie za tatusiem - w tym momencie poczułam jakby ze mnie zadrwiła. Chciałam coś powiedzieć, chciałam...- Co ty kurwa możesz mieć ważniejszego od własnego ojca?! - czarnowłosa wydarła się prosto w twarz Sakamury. Myślałam, że już się zdemaskowała, ale ruda tylko prychnęła.
- Jestem Zaklinaczem Smoków i moim jedynym celem jest zabicie Acnologii. Potrafię kiwnięciem palca zniewolić smoki, jaki i smoczych zabójców. Acnologia jest jedynym żyjącym jeszcze smokiem, więc zamierzam go wyeliminować - wysyczała w odpowiedzi. Jej oczy i ton były poważne. Czyli Alessa, Natsu, Wendy i reszta smoczych zabójców nie ma z nią najmniejszych szans? Niemożliwe. Chociaż wspominała, że to wymarła magia. Dlatego Rada ją wybrała, by znaleźć Alessę.
 - Widzę, że mamy tutaj ziemnego smoczka...chyba nie chcesz się ze mną bawić, co? - spytała ironicznie. Czyli wiedziała, że Al jest smoczym od samego początku. Skoro jest zaklinaczem, to na pewno potrafi wyczuwać ich obecność. Duster zadrżała. Wciąż jednak nie dała poznać po sobie słabości. Splunęła pod jej nogi i odwracając się na pięcie zaczęła iść przed siebie.
- Dobrze, mogę wam pomóc unieszkodliwić pana mordercę. Nie wiem jeszcze, co za to mi dacie, ale mogę na razie być miła i bezinteresowna - powiedziała przesłodzonym głosikiem.
- Jak niby chcesz nam pomóc? - spytałam.
- E blondi, nie rób ze mnie idiotki. Całe Fiore wie o Dyrygencie! - obeszła mnie dookoła. Jaka blondi?! Zaraz gówniarz będzie jadł tamten gruz! Bez nerwów Lucy...- Trochę szacunku da starszych! - Postanowiłam się "opanować".
- Haha! Mam szanować laskę, która wygląda jak cosplay'erka z dwoma melonami zamiast biustu? - zaraz ją do #$%@ nędzy uduszę!!!

- Zamkniesz się wreszcie! Jak masz nam pomóc, to rusz dupę i chodź! Lucy idziemy! - Alessa darła się już na nas dziesięć metrów dalej, gdzie stała wraz z Erzą. Ruszyłyśmy w ich stronę. Kiedy byłyśmy w pełnym, teraz już czteroosobowym składzie, zmierzałyśmy do Crocus, ponieważ potrzebny był nam nocleg. Słońce skryło się już za horyzontem, ale pozostało nam jeszcze trochę czasu.


- Ostry masz ten mieczyk siostrzyczko? - teraz się skrzat czepił Erzy.
- Dzieci nie bawią się ostrymi narzędziami - skwitowała.
- Dziewczynki nie bawią się w rycerzy - ciągnęła z tym swoim kpiącym uśmieszkiem.
- Mogę stępić na tobie ten miecz, jak tak bardzo chcesz...
- Zobaczymy
- Dobra dziewczyny dosyć! - zaraz będą się tutaj tłuc, a znając Erzę, która nie da sobie wyjść na głowę, wolę nie ryzykować.
- E blondi weź się nie wtrącaj! - no co za bezczelne dziecko!
- Przestań mnie tak nazywać!

   I właśnie w takim "cudownym" (czyt. mord, krew i wyzwiska) nastroju dotarłyśmy do Crocus jeszcze przed dwudziestą. Szybko znalazłyśmy w miarę niedrogi nocleg, co jest w Crocus ciężkie i zajęłyśmy swoje pokoje. Były dwuosobowe. Wiadome Alessa nie mogła być z Sakamuro. Myślałam już, że wyląduję w jednym pokoju z bezczelnym skrzatem, ale ku mojemu zdziwieniu Erza pierwsza stwierdziła, że idzie do Shii. Pokój był urządzony prosto ale ładnie. Ściany białe, na podłodze olchowe panele, jedno, duże okno, z ciemno-turkusowymi, długimi zasłonami z widokiem na wielką arenę, gdzie odbywają się Igrzyska Magiczne. Łóżka umiejscowione po dwóch stronach okna, z ciemnymi, metalowymi ramami i kremową pościelą. W prawym rogu, obok drzwi wejściowych stała dębowa szafa zamykana na klucz, a po lewej stronie niedaleko łóżka znajdowały się drzwi łazienkowe. Zaś pomiędzy łóżkami był mały stoliczek, na którym stało sake i dwa kieliszki. Miło nas ugościli. Erza zapewne skorzysta z tej oferty. Z jednej strony się cieszę, a z drugiej martwię...


***


   Noc przespałam nawet spokojnie. Nie budziły mnie żadne krzyki zza ściany obok, gdzie spała Erza i Sakamuro. Czyli było pokojowo i dyplomatycznie. Albo po prostu Erza się upiła i poszła spać, żeby młoda jej nie wkurzała.
Wstałam i wyciągnęłam z plecaka świeże ubrania, ręcznik i kosmetyczkę. Alessy już nie było w pokoju, ale została jej saszetka, a łóżko było niepościelone. Przecież by mnie obudziła, jakbyśmy miały ruszać. Pomaszerowałam do łazienki się odświeżyć i doprowadzić do porządku. Wczoraj nie miałam siły się rozebrać do spania, a co dopiero umyć.
Doprowadziłam się do porządku w jakieś dwadzieścia minut i wyszłam z łazienki. Pościeliłam łóżko, spakowałam plecak i położyłam na poduszce. Słońce jeszcze wisiało na horyzoncie, więc było gdzieś koło szóstej rano. Wyszłam z pokoju, żeby zobaczyć co u Erzy i skrzata. Uchyliłam delikatnie drzwi, żeby nie obudzić ich, gdyby jeszcze spały. Jak podejrzewałam, któraś z nich się upiła, ale tą osobą była Sakamura...Leżała "biedna" na łóżku do połowy przykryta kołdrą, poduszka leżała na ziemi, jedna noga wisiała poza metalową ramą, druga oparta była o ścianę. Wyglądała komicznie. Szkarłatnowłosa zaś siedziała spokojnie na swoim posłaniu i jadła uwaga: ciasto truskawkowe, kto by się spodziewał?! Ja już przestałam pytać gdzie ona to mieści.
- Erza? - wskazałam oczami na zabitą alkoholem, cicho się śmiejąc. Ta wskazała ruchem ręki, żebym usiadła obok niej. To zrobiwszy zaczęła mówić:
- Wlałam w nią całą butelkę, żeby się uciszyła. Zaczęła gadać, że widać po mnie, że jem tyle ciasta i nigdy nie znajdę sobie faceta, haha - zaczęła się nerwowo śmiać. W tym momencie ja zaczęłam się bać. Pewnie chodzi o Jellala...
- Lucy!
- C-Co?
- Czy ja jestem gruba?!
- Nie! No coś ty! Jesteś najszczuplejszą osobą jaką znam...- chyba przesadziłam.
- Naprawdę? - chyba umrę, po raz pierwszy Erza się tak rumieni, czy nie wyczuła, że to było komplement ze strachu przed pobiciem? To dla mnie lepiej.
- Tak! Nie przejmuj się tym bezczelnym dzieckiem, wytresujemy ją - uśmiechnęłam się, a ona wybuchła śmiechem. Szybko do niej dołączyłam.
   Po chwili do pokoju weszła Alessa i kazała nam się zbierać. Wybudziłyśmy małą pijaczynę, którą Erza musiała nieść na barana. Doprowadziłam pokój do porządku i zabrałam rzeczy Sakamury. Niedługo po opuszczeniu hotelu znalazłyśmy się na peronie. Smocza zabójczyni wytropiła Edgara niedaleko granicy Crocus, gdzie kiedyś mieściła się wioska Carasus (Wiśnia). Teraz jest ponoć opuszczona.
Po pół godziny byłyśmy już na miejscu. Wysiadłyśmy z pociągu i ruszając za Alessą dotarłyśmy do miejsca przypominającego pogorzelisko. Jedyne, co mogło wskazywać na to, że kiedyś mieszkali tu ludzie, to tylko fragmenty fundamentów, niemalże doszczętnie zburzonych budynków oraz znak leżący wśród gruzu, na którym widniał prawie starty napis "Witamy w Carasus".
   Ktoś tam stał. Pośrodku tego wszystkiego widac było tylko jedną sylwetkę. Spojrzałam na Alessę wymownie. Ta zmarszczyła brwi.
- To on - teraz już nie było odwrotu. Musimy sprowadzić go do gildii. Mamy sporą przewagę. Nagle, jakby...zniknął? Nie. Po prostu przemieścił się tak szybko, że nie byłam w stanie dogonić go wzrokiem. Nauczyłam się już o nim pewnych rzeczy. Patrzył na nas z odległości co najwyżej pięciu metrów.
- Podmiana. Zbroja Lotu!
- Granitowy Ryk Ziemnego Zabójcy Smoków! - Alessa wykonała pierwszy ruch.

- Ty pani rycerz - młoda zwróciła się do Erzy.
- Czego?
- Szybka jesteś teraz tak? Zabierzesz mnie do niego i będzie po sprawie.
- Tylko nie rób mu krzywdy - wtrąciłam się.
- A co zakochana?
- N-Nie! Po prostu musimy go mieć żywego...
- Dobra jak tam chcesz - po wszystkim ta mała naprawdę źle skończy!
Alessa ciskała w niego wszystkim na raz, a Edgar jedynie robił uniki.

-Nie uciekaj gnido! Stań do walki jak mężczyzna! - czarnowłosa traciła cierpliwość. W końcu się odezwał. Wtedy zabolało mnie serce...


Tutaj dorastałem...tutaj umarłem. 


***




Niedziela albo sobota to nie jest ale ważne, że się starałam! Druga część jest! Teraz wy się wypowiedzcie. Co myślicie? Wiem, że pewnie będzie multum błędów, ale wybaczcie mi, to jak zwykle pośpiech...
Wprowadziłam kolejną bohaterkę. Było więcej humoru, mam nadzieję, że nie przesadziłam xd

Tutaj macie kilka obrazków, które znalazłam w internecie, pasujące do naszej małej, bezczelnej Shii Sakamury ^^ Obiecuję uzupełnić Bohaterów o jej opis. Widzimy się za tydzień!

Kocham  i pozdrawiam♥










niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 5 część I - Echo płaczące w mojej głowie


***
- Mistrzu, czy wiesz więcej niż my? - wypaliła na wstępie.
- Skąd ten wniosek? - odpowiedział pytaniem.
- Intuicja. - uniosła sarkastycznie jedną brew.
- Widziałaś Porlyusicę? - spytał na wpół twierdząco.
- Czyli się nie mylę. - skwitowała blondynka.
Makarov zaśmiał się lekko. Długo myślał nad odpowiednią osobą i chyba już ją znalazł.
- Edgar Sync, jest smoczym zabójcą, co już wiesz. Jako wyjątek wśród slayerów nie cierpi na chorobę lokomocyjną. Może się to wydawać bez znaczenia, lecz posiada jedną słabość, o której wciąż mało wiemy. Cierpi z tego powodu. Zrobiło się ostatnio o nim głośno we Fiore, po tym, jak zabił czterdziestu kłusowników na obrzeżach Crocus. Nie wiemy, jakie ma motywy. - zakończył swój monolog,wyczekując reakcji blondynki.
- Widziałam go, jak jechał w stronę Acalyphy. Rozmawiałam z nim. - zacisnęła w rękach spódnicę - wydawał się taki miły...- nie mogła uwierzyć, że ten człowiek mógł zabrać tyle ludzkich istnień. Nie ma na to usprawiedliwienia.
- Pojedziesz w jego ślad z Erzą. Pomoże wam jedna kobieta.
- Dlaczego?
- Sprowadzimy go do gildii. Natsu ma o niczym nie wiedzieć...

***

   Dziewczyna siedziała przy stole, wpatrując się obojętnie w szklankę z wodą. Przejeżdżała od czasu do czasu palcem po jej krawędzi, co tworzyło dziwny dla niej dźwięk. Nie zwracała uwagi na innych, rozszalałych członków gildii. Czekała na powrót Tytanii i jej grupy. Minuty dłużyły jej się niemiłosiernie, odnosiła wrażenie, jakby mijały godziny. W końcu miały opuszczać miasto już za niedługo i na długo. Ciągle przenosiła wzrok ze szklanki na drzwi wejściowe, wypatrując przybycia Erzy. Nie wracała już do pokoju Salamandra. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa i pokierowały ją w przeciwną stronę. Po prostu nie chciała kłamać mu, że wszystko jest dobrze, kiedy już niedługo opuści go bez słowa. Znaczy przyjaciół z gildii też, w końcu są rodziną, ale jednak Natsu jest z nią zawsze nawet, kiedy plądruje jej lodówkę w środku nocy. Wraz z Happym zostali pierwszymi przyjaciółmi blondynki. Uratował ją.
Po budynku gildii rozbrzmiał huk wyważonych drzwi, a w nich stali Gray, Erza, Gajeel i Lilly, którzy wrócili z podróży poszukiwawczej.
- Gdzie zapałka?! - wydarł się mag lodu, zacierając ręce. Szkarłatnowłosa skarciła chłopaka "żelaznym" uderzeniem w łeb, przypominając ekshibicjoniście, że smoczy jest ranny. Wysłała mu ostrzegawcze spojrzenie, które miało sugerować, żeby nawet nie próbował prowokować różowo-włosego, po czym skierowała się w stronę baru. Przed Tytanią, na prośbę pojawiło się jej ulubione ciasto truskawkowe. Delektując się ukochanym przysmakiem zaczęła rozmowę z Mirą, która jak zwykle uśmiechnięta wykonywała swoją powinność. Po chwili podeszła do nich Lucy z mizernym wyrazem twarzy, nie mówiąc o tym, że była blada jak ściana.
- Lucy, co ci jest, źle się czujesz? - zaczęła zmartwiona Tytania.
- N-Nie! - machała rękami, nerwowo się śmiejąc - muszę ci coś powiedzieć. - dodała trącąc ją ukradkiem, dając znak, aby porozmawiać na osobności. Scarlet  poderwała się  miejsca i ruszyła za blondynką do biblioteki, gdzie przeważnie nie ma nikogo, prócz Levy. Hearfilia upewniła się, że są w pomieszczeniu same i usiadła z Erzą przy jednym ze stołów do czytania. Milczenie wypełniało całą przestrzeń. Blondynka zawiesiła wzrok na swoich butach i mimo że dobitnie czuła przenikliwe spojrzenie przyjaciółki nie umiała wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
- Lucy powiesz mi w końcu? - zaczęła szkarłatnowłosa. Adresatka pytania wzdrygnęła i przeczesała nerwowo palcami włosy. Tytania uniosła jedną brew kładąc obydwie dłonie na stole wstała i pochyliła się nad Heartfilią. Ta odkaszlnęła i nie podnosząc wzroku na Erzę zaczęła w końcu mówić:
- Musimy opuścić na jakiś czas gildię - głos jej zadrżał - ale bez większego zamieszania. Nikt nie może wiedzieć - dokończyła. Tytania wróciła na swoje miejsce.
- Dlaczego?
- Mamy misję...mistrz zatuszuje jakoś naszą nieobecność. Nie martw się, nie wyrzucił nas - zakończyła z lekkim uśmiechem. Uzbrojona odwzajemniła gest. Wciąż jednak mierzyła blondynkę dociekliwym wzrokiem, który po chwili poprzedziła pytaniem.
- Misję mówisz...czyli?
- Musimy się kimś zająć. Kojarzysz może Dyrygenta?
- Słyszałam co nieco. Czyli co mamy z nim zrobić?
- Sprowadzić tu...- zastygła na chwilę - Siłą - kończąc zacisnęła ręce w pięści.


*** 


   Chociaż chciałem zniknąć bez żadnego śladu i tak zostawiłem po sobie tylko cierpienie i zniszczenie. Nie pozbędę się tej pieprzonej klątwy. Zeref nic nie wie o tym bólu. Ten układ, dla którego zabijałem, raniłem, niszczyłem życie swoje i innych...jest tylko pustym zapisem. Cała ta jego księga to jeden wielki fałsz. Ten wspaniały czarny mag Zeref - sam nie umiał poradzić sobie ze swoją tragedią, więc co mógłby zdziałać na moją? 
Zabiłem ich. Wszystkich. Dla tego paktu, by pozbyć się bólu. Wybiłem i zabrałem ich krew. Gildia, którą kochałem. Przecież spędziłem z nimi całe swoje życie. Jak mogłem od tak się ich pozbyć? Dlaczego byłem tak ślepy, tak cholernie samolubny?! Niech ten ból mnie zniszczy, pochłonie do końca. Zasługuję tylko na to. Teraz kiedy stoję o własnych nogach i mogę oddychać, czuć wiatr owiewający moją twarz, wiem że żyję i nie potrafię tego znieść. Nie chce żyć. Przegrałem tą walkę. Nie udało mi się pokonać echa. Całe moje życie przepełnione było rozstaniem z Syncopią, klątwą, samotnością, mrokiem. Nigdy nie było w nim miejsca na miłość do drugiego człowieka. W końcu z taką łatwością pozbyłem się moich przyjaciół. Nie mogłem ich kochać, traktować jak rodzinę. Przecież ja nie wiem co to miłość, przyjaźń, oddanie. Moje serce całkowicie zgniło. Uczucia wymarły. Teoretycznie nie powinienem już umieć kochać. Skoro jestem pusty i zepsuty, czemu więc moje serce bije tak szybko?
Kiedy patrzyłem na jej blond włosy, bladą twarz i...łzy. Coś we mnie pękło. Zatraciłem się całkowicie. Była taka bezbronna, cierpiała. Jej uśmiech był szczery i promienny. Mimo tych łez potrafiła się cieszyć, przekazać tę radość komuś innemu. Poczułem się przy niej tak jak z gildią, kiedy nie byłem w pełni smoczym zabójcą. 
   Pięć lat temu wystąpiły u mnie nagłe bóle głowy. Nie potrafiłem długo przebywać między ludźmi, w karczmach, na festynach. Nasilało się to z każdym dniem. Moje uszy słyszą dźwięki niesłyszalne dla reszty, są najbardziej wyczulone wśród smoczych zabójców. Niemalże każde głośniejsze brzmienia wywołują u mnie ból. Radosne krzyki dzieci, cieszących się z pierwszych dni ciepłej wiosny, pieśni ptaków, nawet mój własny głos - przestałem kochać muzykę. Całe moje życie spowił ból, który sprawiał że miałem żal do reszty świata. Ciągle nie rozumiałem dlaczego mnie spotkało coś takiego. 
Nie zasłużyłem na uśmiech, który od niej otrzymałem. Nie mogę wyrzucić jej imienia z pamięci. Ani głosu, który ukoił moje uszy. Dzięki niej poczułem, że mogę uwolnić się od tej klątwy. Bez śmierci ciągnącej się na każdym kroku. Jednak zraniłem ją, straciłem sympatię kogoś, kto zwrócił mi nadzieję na wolność. Nie ma dla mnie szansy...Chciałem by mnie usłyszała chociaż raz. 
Lucy...



***

   - Lucy? Stało się coś? - wyrwał mnie z zadumy czyiś głos. Dlaczego to musiał być on?! Odwróciłam się niechętnie napotykając zazwyczaj dzikie, zielone tęczówki, z których na chwilę uleciało życie. Były jakby puste. Chociaż nosiły w sobie krztę troski. 
Pokręciłam przecząco głową i uśmiechnęłam się nieszczerze, ale pewnie i tak tego nie zauważył, bo odpuścił temat i oparł się z powrotem o ramę łóżka. W dalszym ciągu nie wiem po co chciał, żebym do niego przyszła. Siedzieliśmy już chwilę w ciszy, która coraz bardziej mnie irytowała. Nie mogłam mu powiedzieć, że opuszczam gildię i wracam z dupkiem, który przygwoździł go do tego łózka. Chcę być z nim szczera. Tak bardzo nienawidzę okłamywać swoich przyjaciół. Ukrywać ważną dla wszystkich sytuację i udawać, że wszystko jest dobrze. 
Znowu odpłynęłam. Natsu machał mi ręką przed oczami. Wzdrygnęłam i postawiłam się do pionu, przez co zachwiało się krzesło, na którym siedziałam. Różowo-włosy przytrzymał mebel, dzięki czemu nie znalazłam się razem z siedziskiem na podłodze. Wytrzeszczyłam na niego oczy i wyczekiwałam, aż cokolwiek powie, bo znając życie coś mówił, a ja znów nie kontaktowałam. Ten zaśmiał się widząc moją twarz, a ja schowałam ją we włosach, spuszczając na powrót głowę. Mi nie było do śmiechu. Jak mogę dzielić z nim ten czas, żartować, kiedy tej nocy opuszczam Magnolię. Nie wiem, kiedy wrócę i czy wrócę. Zaraz, co ja w ogóle mówię?! Nie mogę tak myśleć. Na pewno uda nam się go pojmać. Zmuszę go by ukorzył się przed mistrzem i przeprosił za to, co zrobił Natsu. Nie zamierzam go pomścić, ale chcę, żeby Dyrygent również zaznał bólu, który zadał mojemu przyjacielowi. Nie powinnam tak myśleć, jednak w moim sercu gnieździ się nienawiść. Do tego miłego, promiennego człowieka, który okazał się zwykłym zabójcą i oszustem. Nie wybaczę mu tego. W końcu to co mówił, było zwykłym kłamstwem...
Jest jedna rzecz, która do tej pory nie daje mi spokoju. W mojej głowie rozbrzmiewa melodia, której nigdy jeszcze nie słyszałam, lecz wydaje się znajoma. Nie rozpoznaję głosu, który ją nuci. Słodki sopran topniejący i rozpływający się pomiędzy delikatnym i cichym dźwiękiem skrzypiec. Zawładnęła moim umysłem i zarazem przeraziło mnie, że pieśń kojarzy mi się z Edgarem. Nie mogłam go wyobrazić sobie nucącego słowa w nieznanym mi języku.



   Moje myśli wciąż jednak krążyły wokół jego osoby. Wśród tej nienawiści nie mogę odrzucić sympatii, którą go darzę i...współczuciem? Wydaje się mieć duży bagaż doświadczeń, niekoniecznie przyjemnych. Jakby cały czas coś go ściągało na sam dół. Może został ze wszystkim sam? Czy mogę go tak pochopnie oceniać? Z jakiegoś powodu chcę poznać jego historię...
   Spojrzałam znów na Salamandra. Czy on ciągle się tak na mnie gapił, czy po prostu mam coś na twarzy? Uśmiechał się delikatnie, a oczy lekko przymrużone czytały ze mnie jak z otwartej książki. Chciałam zapytać, czy coś się stało, ponieważ już od dłuższego czasu milczymy, a wpatrujemy się w siebie jak idioci, ale kiedy już miałam otworzyć usta do pokoju wpadła czerwonowłosa. Podskoczyliśmy oboje, po czym Tytania podbiegła do mnie i chwyciła moją dłoń ciągnąc za sobą w stronę wyjścia. Całkowicie zdezorientowana wybiegłam, a w sumie zostałam wydarta z pokoju i krok w krok za Erzą podążałam w kierunku drzwi frontowych. Powoli zaczęło do mnie docierać, że już czas. Na domiar złego coś szarpnęło moją drugą dłoń z siłą równającą się żelaznej kobiecie. Zatrzymaliśmy się, a mój wzrok pokierowałam w stronę sprawcy naszego postoju. Scarlet uczyniła to samo, jednak jej tęczówki wyrażały chęć mordu. Po drugiej stronie stał Dragneel z grobowym wyrazem twarzy. Mierzyli się nawzajem nieprzyjemnymi spojrzeniami, a ja stałam pomiędzy nimi i wyczuwałam w powietrzu kłótnię. Co robić?
- Lucy, idziemy - rzuciła sucho szkarłatnowłosa i pociągnęła mnie za rękę.
- Gdzie? - wysyczał wręcz Natsu targając moją drugą dłoń do siebie.
Większość gildii patrzyła na nas ze zdziwieniem. Nie tyle dlatego, że smoczy od tak sobie wstał i pobiegł za nami, ale powaga jaka ciążyła w powietrzu przyprawiała ich o ciarki, a razem z nimi i mnie. W końcu stałam pośrodku tego teatru.
- Pytam...gdzie? - powtórzył zniecierpliwiony.
- Mistrz wam wszystko wyjaśni, musimy wyjść. TERAZ - odparła z naciskiem na ostatnie słowo. Zmarszczyła brwi, Salamander zareagował tak samo - Wy mi powiedzcie - uparł się no. Co mu tak zależy? Niepodziewanie wyrwałam się z uścisku Dragneela i zgarniając Erzę ruszyłam do wyjścia. Natsu nie przewidział, że mu ucieknę. O dziwo nie trzymał mnie aż tak mocno. Jakby bał się, że mnie tym zrani...Co ja bredzę?! Chyba adrenalina tak na mnie działa. Tak, na pewno, ale mniejsza. Wyszłyśmy z gildii zostawiając zapewne zdezorientowaną resztę członków w niej przebywającej. Nie możemy przecież nic powiedzieć. Słowa nieraz same cisną mi się na usta. Mimo wszytko w pewnych chwilach za wszelką cenę nie można stracić nad sobą panowania. Samokontrola to coś niespotykanego u członków gildii Fairy Tail, aczkolwiek zdarzają się wyjątki.
Wtem drzwi budynku zamknęły się z hukiem. Odwróciłam się, tym samym stając w miejscu. Byłyśmy jeszcze całkiem niedaleko.
- Mistrz ich uspokoi - rzuciła czerwonowłosa. Ruchem ręki dała mi znać, żebym nie zawracała. Niechętnie wróciłam na właściwy tor dotrzymując kroku Tytanii.
Zahaczyłyśmy o swoje mieszkania zabierając z nich najpotrzebniejsze rzeczy. Oczywiście jej zajęło to mniej niż minutę, podczas gdy u mnie spędziłyśmy blisko pół godziny.

- Przestaniesz się drzeć?! - Krzyknęłam, kiedy rozdrażniona zaczęłam pakować nie to co trzeba.  Normalnie bym pożałowała swoich słów wyczekując kary, jednak byłam naprawdę wkurzona i nie obchodziło mnie, czy ją to obrazi, czy rozzłości. Ciągle tylko mnie poganiała, a przez to nie mogłam się skupić na tym co robię.
- Nie mamy czasu! - zawtórowała, krążąc po pokoju niekiedy potykając się o własne nogi.
W końcu, kiedy już przestała mnie nękać i się ze mną kłócić, spakowałam wszystko co potrzebne i opuściłyśmy mieszkanie.

- Gdzie teraz? - spytałam niepewnie, ponieważ nie odzywałyśmy się do siebie od naszej uprzedniej kłótni. Stałyśmy przed bramami Magnolii. Erza odgarnęła włosy unoszone przez wiatr za ucho i wyciągnęła nie wiadomo skąd, gdyż nie posiada w zbroi kieszeni, mapę. Zadziwia mnie ta kobieta...
Mapę otrzymała prawdopodobnie od mistrza, gdyż był na niej zaznaczony czerwony punkt kilka mil na zachód od Magnolii, podpisany czyimś imieniem i nazwiskiem. Przeniosłam wzrok z powrotem na Tytanię, od której wciąż oczekiwałam odpowiedzi.
- Ten punkt to miejsce, w którym mamy spotkać się z naszą współtowarzyszką. Bez niej nie znajdziemy smoczego - odparła bardzo spokojnie, po czym wskazała drogę na dworzec kolejowy, skąd pociągiem mamy się dostać do miasteczka zwanego Bellis, a raczej jego obrzeży. Mistrz powiedział, że ona nie lubi pokazywać się wśród ludzi. Już mi się to nie podoba...


***

- PUŚĆCIE MNIE DO CHOLERY! - Prawie cała gildia próbowała zatrzymać Natsu, by nie pobiegł za Lucy i Erzą. Wpadł jakby w obłęd. Mimo ran i siniaków wyrywał się nawet Laxus'owi, który był mocno zirytowany zachowaniem Salamandra. Wtem całe zamieszanie przerwał Makarov, który swoją "ogromną dłonią" pochwycił Dragneela i zabrał do swojego biura. Wróżki odetchnęły z ulgą, ale wciąż martwiły się i o smoczego zabójcę i nieobecne już w gildii Erzę z Lucy.
Na dole zapanowała cisza. jak wiadomo teraz krzyki wydobywały się z pokoju mistrza.
- Powiedz mi gdzie one są!
- Uspokój się Natsu.
- Przestań pieprzyć! - Salamander uderzył pięścią w biurko, na którym stał jego przełożony. Mistrz z niewzruszonym wyrazem twarzy nieugięcie próbował sprowadzić swojego "syna" na ziemię.
- Nawet jeśli ci powiem i tak nie zostaniesz w gildii - odparł.
- A co ci tak zależy, żebym tu był?! Czemu nie mogę pójść z nimi?! - chłopak wciąż rozwścieczony krzyczał, a jego ochrypły głos powoli doprowadzał mistrza do granic.
- Milcz! -  na dole wszyscy członkowie gildii osłupieli. Ósmy bardzo rzadko się unosi w ten sposób. Teraz nawet Natsu umilkł. Opadł na krzesło i przygryzł dolną wargę.
- Świat nie kręci się wokół ciebie Natsu. Teraz to ty zostaniesz tutaj, a ktoś inny się tym zajmie - oznajmił nieco spokojniej. - Jeśli opuścisz gildię mimo tego ostrzeżenia, nie pokazuj się tu więcej. Możesz wracać do łóżka. Twoje rany jeszcze się nie wygoiły - zakończył, po czym skierował się w stronę okna. Salamander wstał z hukiem z krzesła przewracając je przy tym i wychodząc zatrzasnął jeszcze głośniej drzwi. Bez słowa wrócił do pokoju i nie wychodził z niego przez resztę dnia.



***


   Wysiadłyśmy na przystanku kilka kilometrów od naszego miejsca spotkania. Rozejrzałam się wokół ponieważ zapadał już zmierzch. Wtedy pomyślałam sobie, skąd  tak nagle mistrzowi się wymarzyło, żebyśmy akurat teraz musiały opuszczać gildię? Jak on się kontaktuje z tą kobietą? Może Erza coś wie, ale wolę się jej teraz o nic nie pytać. Dalej czuję między nami napiętą atmosferę, nawet jeśli ona wydaję się być spokojna. Lekko zamyślona podążałam na ślepo za szkarłatnowłosą.
Nagle naszło mnie poczucie winy. Natsu na pewno się o mnie...znaczy o nas martwi. Kiedy wychodziłyśmy z gildii byłam zła, trochę zdezorientowana, nie myślałam o nim, co czuje. Pewnie jest na mnie zły, że nic mu nie powiedziałam. Wybaczy mi? Nie chcę go ranić...Użalanie się nad sobą przerwało mi uderzenie o żelazne plecy Tytanii, która stała gdzieś w jakimś ciemnym zaułku gdzie jedynym źródłem światła był księżyc w pełni. Czyli znalazłyśmy się na miejscu. Wyszłam zza pleców przyjaciółki, by dojrzeć kobietę której imię przywodziło mi na myśl wojnę, brud, kurz i krew. Nagle z cienia wyłoniła się sylwetka pięknej kobiety na oko dwudziestolatki o bladej jak śnieg skórze, czarnych nierealnie długich włosów, które kontrastowały z jej cerą i sięgały niemalże do ziemi. Jej wąskie, ale wyraziste złote oczy mieniły się w świetle księżyca. Miała bardzo wydatne i kobiece kształty, które opinała asymetryczna, wojskowa kamizelka, spodnie o tym samym wzorze, podtrzymywane czarnym paskiem przewiązanego zgniło-zieloną chustą. Na rękach widniały rękawice pasujące kolorystycznie do wojskowego stroju, sięgające do łokci, a na prawym ramieniu miała przepaskę z podobizną białego wilka.
Wtem jej wydatne usta ułożyły się do słów:
-Witam, to was wyznaczył Makarov. Moje imię zapewne już znacie, jednak wypada się przedstawić - ukłoniła się - Nazywam się Alessa Duster i jestem ziemnym smoczym zabójcą.











Wróciłam!  


   Przepraszać nie będę, bo to już się zrobiło trochę nudne xd Mam wyrzuty sumienia, że zawiodłam Was i nie dotrzymałam słowa...Wybaczycie? ●︿●
Bardzo spodobało mi się pisanie z punktu widzenia bohaterów. Narrator 3-osobowy trochu mi się znudził, więc co Wy na żebyśmy sobie przeskakiwali pomiędzy Lucy, a Edgarem i (choć rzadziej) narratorem. Wydaje mi się, że wtedy łatwiej jest opisywać emocje bohaterów w danych sytuacjach, nawet lepiej wtedy przenieść się w ich skórę. Bardzo utożsamiam się z bohaterami xd
Cóż napiszcie mi co sądzicie o rozdziale, czy ciekawy czy nie, bo długość nie ma większego znaczenia, zwłaszcza że odkładałam jego wstawienie w nieskończoność. No ale jest!
Trudno mi będzie powrócić do systematyczności, dlatego będę starać się codziennie cokolwiek dopisywać, by móc Wam mniej więcej co tydzień w weekend wrzucać nowiutki, świeżutki rozdzialik ^^
Przepraszam za błędy...
Zapraszam do komentowania! Nawet anonimek motywuje :D
Za niedługo pojawi się LBA tylko muszę dopracować kwestię nominacji ♥
Pozdrawiam i dziękuję, że zaglądaliście i zaglądacie tu mimo mojej nieobecności ;**
Szczególne podziękowania dla Reiko, Lucy i Asuny ♥ Wam kochane dedykuję ten rozdzialik~