muza

niedziela, 14 lutego 2016

Walentynkowy One Shot NaLu - "Wyjątkowy dzień"




Drogi pamiętniku.
Może nie powinnam, ale ciągle myślę, co by było, gdybym była troszkę ładniejsza, może szczuplejsza i odważniejsza. Wiem, że to próżne. Mam świadomość tego, że taka się urodziłam i powinnam być wdzięczna. Jednakże...czuję się gorsza. Gorsza od niej. Tej, która wciąż się przy nim kręci, opowiada mu dowcipy, z których on zawsze śmieje, a jaki piękny ma uśmiech. Są ze sobą blisko. Mam wyrzuty sumienia, bo czasem, gdy na nich patrze, wydają się być aż tak blisko, że boli mnie serce. A ja mówię, że chce tylko jego szczęścia. To kłamstwo. Tak naprawdę chcę mieć go tylko dla siebie, aby mi poświęcał tyle uwagi, co Lisannie. Ale jestem słaba. Zbyt nudna. Bez poczucia humoru. Bez charakteru...
Czasem chciałabym zapaść się pod ziemię albo upadać z wysokiego klifu, by on mógł mnie złapać...

-Lucy! Lucy wstawaj!
   Poderwałam się z łóżka. Zaspanymi oczyma zbadałam sytuację. Dostrzegłam, jak przez mgłę mój pokój. Słyszałam głos taty. Tak, budził mnie, bo kiedy już trzeźwym wzrokiem spojrzałam na zegar stojący na nakastliku, była godzina wpół do ósmej. Wygramoliłam się z pościeli jak najszybciej i pognałam do łazienki. Kiedy zobaczyłam się w lustrze, wiedziałam, że to będzie najgorszy dzień w moim życiu. Moje włosy były strasznie poplątane i odstawały na różne strony. Postanowiłam więc zebrać je wszystkie, w miarę szybko rozczesać i upiąć w wysoki kucyk, a grzywkę, która z całości wyglądała najgorzej, odgarnęłam na prawy bok i spięłam wsuwkami. W błyskawicznym tempie umyłam zęby i twarz, ale niestety nie miałam czasu się umalować. Wróciłam do pokoju, zaczęłam przekopywać szafę i chociaż nie bardzo wiedziałam, co biorę do ręki, nie zastanawiałam się na tym, gdyż dochodziło za piętnaście. Zabrałam pośpiesznie książki, zgarnęłam z biurka torbę i zbiegłam schodami na parter, by się ubrać. Robiąc milion rzeczy na raz krzyknęłam tacie, żeby zostawił mi pieniądze na lunch. 
   Mimo panującego mrozu na przystanek dobiegłam w pięć minut z zegarkiem w ręku. Czułam ulgę, ale bardzo się zdenerwowałam, bo tak strasznie się śpieszyłam, że byłam prawie cała przepocona. Czułam też, że moja nieidealna fryzura, zdążyła się rozwalić. Stanęłam więc na samym przodzie, choć widziałam sporo wolnych miejsc. Bałam się, że mogę nie pachnieć zbyt ładnie, dlatego odizolowana od reszty pasażerów i trzymałam się barierki przy drzwiach. Czekałam, aż zahaczy o ostatni przystanek, jak na zbawienie. Nie zdążyłam bowiem na szkolny autobus, dlatego jechałam miejskim, który zwykł się zatrzymywać niedaleko liceum Fairy Tail. Wypadłam z autobusu jak szalona i przebiegłam na czerwonym świetle, co o mało nie skończyło się dla mnie tragicznie, potem wzdłuż uliczki, skrótem przez plac zabaw i ostatni zakręt, pomijając fakt, że poślizgnęłam się na zamarzniętej kałuży i omal nie wywinęłam orła. Bez zbędnych ceregieli ominęłam wszystkie znajome mi twarze i dyskretnie zostawiłam kurtkę oraz buty w szatni. Zostałam mi jeszcze minuta, więc jak cień przedarłam się niezauważenie do damskiej toalety, by doprowadzić się do porządku. Przemyłam twarz, zrzuciłam z siebie marynarkę i schowałam ją głęboko do torby. Zamknęłam się w jednej z kabin, zdjęłam koszulę i spryskałam ją dezodorantem. Przeglądając się w lustrze poprawiłam granatową spódniczkę i przeczesałam palcami bond kitkę. Ochłonęłam, z mojej twarzy zniknęły rumieńce, fryzura po kilku poprawkach wyglądała lepiej, niż jej pierwsza wersja, a ręce przestały drżeć. Było już chwilę po dzwonku, ale nie martwiłam się tym tak bardzo, gdyż na pierwszej lekcji mieliśmy biologię, z panem Warrodem, a jego klasa znajduje się na przeciwko łazienek. On nigdy nie jest zły, gdy ktoś się spóźni. Już nieco bardziej pewna siebie wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się w stronę klasy. Wtem usłyszałam znajomy głos - Lucy! - odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego w moją stronę Natsu. Szybko się zarumieniłam, widząc jego szeroki, czarujący uśmiech. Zatrzymał się i spojrzał ciepło na mnie. W końcu spytałam - t-ty też miałeś szybki poranek? - próbowałam być zabawna. Ku mojemu zdziwieniu zaśmiał się tak samo, jak śmieje się z żartów Lisanny - Tak...Zarwałem noc na graniu - złapał się za głowę. Zachichotałam lekko i skinieniem wskazałam na drzwi do klasy. Spytałam, czy wchodzimy, a on wyprzedził mnie i otworzył przede mną drzwi. Na to jeszcze bardziej się zarumieniłam, więc z lekko spuszczoną głową weszłam do klasy, a za mną różowo-włosy. 
   - Przepraszamy za spóźnienie... - rzucił głośno, niezbyt przejętym, a wręcz rozbawionym głosem Dragneel. Pan Warrod nie przerywając swojego monologu, wplótł między słowa krótkie - Proszę nie spóźniajcie się więcej - i dalej kontynuował, jakby ktoś go nakręcił. Wciąż nie mogę wyjść z podziwu, skąd u takiego staruszka ten słowotok. 
     Zajęłam swoje miejsce w ostatniej ławce pod oknem, którą zaklepałyśmy sobie z Levy i - jak zwykle - plotkowałyśmy sobie po cichu. Po chwili szturchnęła mnie w lewe ramię - Lu-chan! Dlaczego akurat spóźniłaś się na równi z Natsu? - spytała podejrzliwie. Na to pokiwałam przecząco głową i mruknęłam coś, że to tylko przypadek. Ale Levy jest zbyt dociekliwa, by poddać się, po takiej odpowiedzi - Taa...- zaciągnęła wymownie - Nie wciśniesz mi takich bajeczek - sprzedała mi uśmiech mówiący, weź nie ściemniaj i kontynuowała swoje. 
- Co ty sugerujesz? - wzruszyłam ramionami - przecież wszyscy wiedzą, że kręci z małą Strauss - tak przeważnie wszyscy mówili na młodszą siostrzyczkę najpopularniejszej dziewczyny w szkole - Mirajane Stauss. Byłyśmy w dzieciństwie bardzo blisko, ale w gimnazjum się przeprowadziła. Po tylu latach, odkąd wróciła z Crocus, już mnie pewnie nie pamięta. Z rozmyślań o przeszłości wyrwała mnie niebiesko-włosa, która dalej nie zaprzestała argumentować - Z tego co wiem... - udała niewzruszoną - on wcale jej jakoś specjalnie nie traktuje - podparła się łokciami o blat ławki i wlepiła wzrok w ławkę, w której siedziała wcześniej wymieniona wraz z Natsu. Zabrała ręce z powrotem pod ławkę i przygryzła dolną wargę - ona na niego nie zasługuje - wypaliła w złości - uważam, że ty pasujesz do niego o wiele bardziej - dodała wracając spojrzeniem w moją stronę. Spaliłam buraka, więc szybko odwróciłam głowę do tablicy. Po chwili jednak wymamrotałam - Jesteśmy tylko przyjaciółmi Leviś - wtedy zadzwonił dzwonek, a ja poderwałam się z miejsca i z uśmiechem zasugerowałam, żebyśmy poszły do sklepiku, po coś do jedzenia. Levi odwzajemniła gest, lecz nieco niklej i mniej szczerze. Wiedziałam, że nie pasowało jej to, co powiedziałam. Przez całą przerwę odpowiadała tylko na moje pytania i od czasu do czasu coś powiedziała, jednak o Natsu nie wspomniała już do końca dnia. 

   Gdy skończyła się ostatnia lekcja, zaproponowałam Levy, żebyśmy poszły na gofry, ale miała coś załatwić w bibliotece i zaczęła przepraszać mnie bez końca, dlatego uspokoiłam ją, mówiąc, że Juvia też się zgodziła, by ze mną pójść. Teraz, jak o tym myślę, to nie wiem, jak mogła uwierzyć w to kłamstwo. Przecież Juvia Lockser nienawidzi mnie odkąd przez przypadek wpadłam na jej bóstwo - Gray'a Fulbastera. Prześladuje mnie od tego czasu, wykrzykując "rywalka w miłości".  Wychodząc z klasy zobaczyłam niebiesko-włosą prześladowczynię stojącą przy oknie. Jako jedyna nie opuszczała jeszcze klasy, nawet się nie spakowała. Stwierdziłam, skoro jestem wolna po szkole, a ona mieszka niedaleko mnie (ja bym się tak nie cieszyła xD - aut.), może faktycznie zaproszę ją na te gofry. Z drugiej strony nie miałabym też na sumieniu kłamstwa wobec Levy. Po chwili wreszcie zdecydowałam się podejść i zagadać - H-hej - zaczęłam niepewnie. W odpowiedzi Juvia przetarła ręką na nowo parującą od zimna szybę. Wydawała się, nie zwrócić na mnie uwagi, więc stanęłam obok niej - Na co patrzysz? - uśmiechnęłam się nikle. Na to pytanie również nie otrzymałam odpowiedzi. Uniosłam rękę i wytarłam zaparowane szkło, by zobaczyć, co obserwuje Lockser - Juvia cię nie lubi, więc nie chcę z tobą rozmawiać - wypaliła surowo. Poczułam się tym trochę dotknięta ,nawet jeśli dobrze to wiedziałam. Zaraz jednak dodała - ale...powiedz mi, czy on nienawidzi Juvii? - po policzku spłynęła jej pierwsza łza. Zdziwiło mnie to pytanie. Zwróciłam się w jej stronę i zaczęłam - Gray nigdy źle o tobie nie myślał i nie powiedział nikomu złego słowa na twój temat. Nawet, jeśli mówi ci, że jesteś natrętna, wiem, że bardzo docenia twoją obecność. W końcu zawsze przy nim jesteś - uśmiechnęłam się szczerze. Wiedziałam, że to, co powiedziałam było szczere, ona również - Kochasz go prawda? Wiesz to? - spytałam pewnie. Pokiwała twierdząco głową - On też to wie. Na pewno. Gray boi się zaangażować. Stracił bardzo ważną mu osobę, dlatego nie chce przyznać się do tej miłości...przeraża go myśl, że mógłby utracić kogoś równie cennego. Że mógłby stracić ciebie.
   Sama zdziwiłam się, że powiedziałam coś takiego. Nie pytałam już o nic, kiedy zobaczyłam, jak kąciki jej ust unoszą się do góry, po czym układają się do słów - "Dziękuję, Lucy".
Gray zauważył, że stoimy w oknie. Juvia wzdrygnęła. Pomachała temu ekshibicjoniście, opuściła pomieszczenie i na odchodnym wystawiła do mnie język. Wyszło na to, że pomogłam siedzącej samotnie w klasie Juvii, a teraz ja zostałam tutaj i złapałam doła. Usiadłam na ławce i wpatrywałam się na plac przed szkołą. Widziałam wiele par, migdalących się ze sobą, co wydawało mi się nieco dziwne. Przecież zwykle ich aż tylu nie ma. Wyciągnęłam z torby komórkę i spojrzałam na datę. No tak, dziś trzynastego lutego. Już jutro walentynki. Przeniosłam wzrok powtórnie na szybę, za którą zobaczyłam wesołe siostry Strauss, Natsu, Evagreen i Elfmana. Różowo-włosy szedł obok Lisanny. Gdy dotarli do bram, wszyscy rozeszli się w swoje strony. Miałam się już odwrócić, ale...mała Stauss podbiegła do Natsu i rzuciła mu się na szyję. Ścisnęło mnie w gardle, a łzy napłynęły do oczu. Wytarłam je szybko i zdusiłam w sobie gorycz. Znowu zaczynałam się nad sobą użalać, jednak czasem po prostu nie mogłam uwolnić się od tych myśli. 
Pewnie da mu jutro czekoladki. Poczułam, jak coś ukuło mnie w serce. Tak. Jestem po prostu zazdrosna. Jestem najgorsza.


   Wracając do domu mijałam witryny sklepów, w których widniały czerwone, ozdobne serca, prezenty dla zakochanych, czy czekoladki. W każdej z nich widziałam swoje odbicie, bez uczuć, i oczy znużone ciągłym obserwowaniem zakochanych.  
Myślałam, że to dziś będzie mój najgorszy dzień w życiu. Po prostu nie spojrzałam na datę. 
Jedyne, czego chciałam w tym momencie, to spokojnie wrócić do domu. Ale to było silniejsze ode mnie. Moje ciemnobrązowe tęczówki nie mogły już unieść ciężaru łez. Zaczęłam cicho szlochać. Spuściłam głowę w dół, a moje ciało drżało. Obraz zaczął mi się zamazywać. Nie wiedziałam, czy mdleję, czy po prostu łzy zamgliły mi oczy. Rozsypałam się. Czułam się niekochana, porzucona. To, co powiedziałam Juvii, szkoda, że nie jestem tak odważna, jak ona. W wyniku tego wszystkiego poczułam nienawiść do Lisanny. Nie chcę tego. Przecież nie zrobiła mi nic złego, jest taka miła i uczynna. Upadłam na kolana. Czułam wzrok przechodniów ślepiących na mnie jak na dziwaczkę. Słyszałam ich szepty. Nie obchodziło mnie to. Byłam wtedy po prostu wrakiem. Moje uszy zdawały się być niewrażliwe na wszytko, jednakże zawsze będą pragnęły słyszeć ten głos. Wołający moje imię, mówiący, żebym się uśmiechnęła, śmiejący się głośno. Nawet teraz wydaje mi się, że go słyszę. Tak blisko - Lucy! - coś podniosło mnie na nogi. Raczej ktoś. Otworzyłam zapuchnięte od płaczu oczy w zdziwieniu. Dostrzegłam jego zmartwione oblicze. Był tu przy mnie. Czułam jego ciepło. Trzymał mnie w swoich ramionach, jak bardzo kruchą porcelanę. Wszystko było tak nierealne, niczym sen. 
- Natsu?
- Co się stało Lucy?! Dlaczego płaczesz?! - darł się tak głośno, że zwrócił uwagę wszystkich ludzi dookoła.
- N-Nie, to nic...- pociągnęłam nosem.
- Ktoś ci coś powiedział? Kto? Załatwię gnoja...- zaczął mierzyć gapiów wściekłym spojrzeniem - Nie chcę widzieć twoich łez - dodał.
- Ja tylko przypomniałam sobie o mamie - zaśmiałam się nerwowo.
- Nie kłamiesz? - nie mogłam mu skłamać. Jego spojrzenie. Głos. Po prostu nie mogłam. 
- Przepraszam - spuściłam  na powrót głowę. On odsunął mnie od siebie i położył ręce na moich ramionach. Po chwili jedną ręką uniósł mój podbródek do góry. Spojrzał mi w oczy, jakby chciał wyczytać z nich wszystko i cały mój ból wziąć na siebie. Byliśmy tak blisko, bliżej niż kiedykolwiek. Czułam jak gorąca fala przeszywa moje ciało. Jego dotyk był taki delikatny i kojący. Mogłabym trwać w tej chwili już zawsze. Jednak Natsu sprawił, że z moich oczy zniknął cały smutek. Uśmiechnęłam się na tą myśl, co wywołało u niego niemałe zdziwienie. Właśnie zdałam sobie sprawę, że nigdy jeszcze nie pokazałam mu tego jedynego uśmiechu, który przygotowywałam właśnie dla niego.


Zbliżył się do mnie i pogładził ręką mój rozżarzony policzek. Czułam, że jestem dla niego ważna, że teraz liczę się tyko ja. W tej sytuacji, po raz pierwszy nie uznałabym siebie za egoistkę. Byłam po prostu szczęśliwa. Bo mogłam być przy nim. 
Wtedy pochylił się nade mną i spojrzał mi prosto w oczy. Moje serce mocniej zabiło, a ciało zaczęło wrzeć. Oddałam się tej chwili, Natsu zbliżył się jeszcze bardziej, gdy poczułam jego ciepły oddech zamknęłam oczy... on objął mnie i wtulił twarz w moje włosy. Jedną dłonią objął mnie w talii, drugą zaś wplątał w blond kosmyki (myśleliście, że będzie buziak? xD - aut.).

   Szliśmy zaśnieżoną uliczką. Natsu powiedział, że nie puści mnie w takim stanie do domu. To słodkie, że się o mnie martwi. Nawet nie wiedziałam kiedy poczułam się przy nim tak swobodnie, jak wtedy, kiedy jeszcze nie byłam w nim zakochana. Pamiętam ten dzień, kiedy przygotowywaliśmy dekoracje na zakończenie roku. Stojąc na wysokiej drabinie wieszałam balony. Wtedy usłyszałam Erzę, jak woła mnie, bym zeszła i sprawdziła magazyn, bo brakowało jakiś wstążek i ozdób. Schodząc nie trafiłam w jeden szczebel i straciłam równowagę. Drabina się zachwiała, a ja nie zdążyłam się niczego chwycić i zaczęłam spadać. Byłam przerażona. Złapał mnie wtedy Natsu. Czułam, że jego ręce drżały. Popatrzyłam na niego. Wydawał się być spokojny - Nic ci nie jest? - spytał tak chwiejnym głosem. Wiedziałam, że bał się o mnie. Po chwili ocknęłam się i odpowiedziałam z uśmiechem - Nie, wszystko dobrze, dzięki tobie.- serce mocniej mi zabiło. To nie była zwykła wdzięczność. Teraz jestem w pełni świadoma swoich uczuć. Mogę nawet śmiało powiedzieć, że kocham go jeszcze bardziej (za dużo miłości >//< - aut.). Milczeliśmy, odkąd ruszyliśmy spod tamtego sklepu. Chciałam przerwać tą okropną ciszę. Nie zamierzałam z nim rozmawiać o pogodzie, czy coś, ale nie wiedziałam za bardzo, jak zacząć. Wyprzedził mnie:
- Więc? Dlaczego płakałaś?
- Na prawdę nic się nie stało... - wymusiłam na sobie uśmiech.
- Przeze mnie prawda? - nie wiedziałam, co odpowiedzieć. "Tak, to przez ciebie, ale nie martw się ja cię kocham". Nie wiedziałam nawet, dlaczego powiedziałam mu wtedy:
- Wiesz, jutro są walentynki...i tak jakoś.
- Tak jakoś, co?
- Już nieważne...- założyłam ręce do tyłu. Kątem oka zobaczyłam grymas na jego twarzy. Rozśmieszyło mnie to, bo wyglądał zupełnie jak Levy, gdy nie chcę jej czegoś mówić. W pewnym momencie nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
- Z czego się śmiejesz - naburmuszył się. Był taki uroczy, nadymał policzki, jak dziecko. Przez to zaczęłam się śmiać jeszcze głośniej. Rozbawionym głosem wydukałam, że ma dziwny wyraz twarzy, a on poczerwieniał ze wstydu.
- Luigi jesteś wredna
- Lucy! - zawsze przekręcał moje imię, żeby mnie zdenerwować. Poczułam się jakby znów było lato, a my leżeliśmy w szczerym polu i obserwowaliśmy chmury. Wspomniałam mu o tym, a on zaśmiał się pod nosem, po czym rzucił we mnie śnieżką. Krzyczeliśmy jak idioci i biegaliśmy po całej ulicy, lepiąc śnieżne pociski w dłoniach. Trafiłam mu prosto w twarz, a ten wpadł w zaspę. Znów zachichotałam na jego widok. Podbiegłam do niego i zaczęłam strzepywać śnieg z głowy i twarzy. Nagle złapał moje dłonie i przyciągną je do ust.
- Marzniesz - popatrzył na mnie marszcząc czoło. Zarumieniłam się jeszcze bardziej, gdyż policzki i nos miałam już purpurowe od zimna. Jego ciepły oddech otulał moje dłonie i sprawiał, że wracało mi w nich czucie. Wstał otrzepał się i zdjął z siebie swój biały szalik. Owinął mnie nim, chwycił za rękę i zaczął powoli iść. Byłam cała czerwona. Moje ciało nie protestowało. Szłam za nim, szczęśliwa, że tu jest i trzyma moją dłoń. Zgodnie z moją instrukcją doszliśmy pod mój dom. Stanęłam pod bramką, podziękowałam i oddałam mu szal. Kiedy miałam nacisnąć klamkę, Natsu krzyknął moje imię, po czym dodał - Mogę liczyć na walentynkę od ciebie, Lucy? - na to pytanie uśmiechnęłam się i odkrzyknęłam - Chyba śnisz! - po czym zniknęłam za drzwiami wejściowymi. Przez niego musiałam siedzieć do późna nad tymi cholernymi czekoladkami. Nie wiedziałam za bardzo, w co je zapakować, ale wygrzebałam z szuflady w pokoju, jakąś wstążkę i folię. Zrobiłam z tego mały pakunek.
 Przygotowałam jeszcze kilka dla przyjaciół i jedną tacie. Lisanna na pewno wręczy mu swoje czekoladki. Nie wiem, czy powiedzieć Natsu, że nie są zobowiązujące. Może nie odwzajemniać moich uczuć. Przed snem dokonałam jeszcze codziennego wpisu:
Drogi Pamiętniku.
Jutro są walentynki. Nie wiem, co robić, ale dam z siebie wszystko.
Nie poddam się.

   Wstałam przed tatą i przygotowałam mu śniadanie. Zostawiłam również czekoladki, które wczoraj przygotowałam i po cichu wyszłam do szkoły. Postanowiłam nie czekać na autobus, tylko przejść się na spokojnie i obserwować poranny śnieg, skrzący się w brzoskwiniowym świetle słońca. Podśpiewywałam sobie cicho w akompaniamencie skrzypiącego pod stopami puchu. W niecałe dwadzieścia minut byłam już pod szkołą. Widziałam po drodze Juvię, która również była rozradowana i trzymała w ręce różową torebkę. Nie trudno się było domyślić, co się w niej znajduje. Ku mojemu zdziwieniu idąc po schodach, zobaczyłam w bocznej alejce Levy. Chwilę wahałam się czy do niej podejść, jednak wycofałam się, gdyż w jej stronę szedł Gajeel - największy buntownik w szkole. Nie chciałam ich podglądać, ale dostrzegłam, jak niebiesko-włosa wręcza "coś" Redfox'owi. Kąciki ust pomknęły mi w górę na ten widok. Ruszyłam dalej. W szkole niemalże wszędzie widziałam grupki dziewczyn chichoczących albo samotnie stojące, widocznie zdenerwowane, zapewne przed wręczeniem swoich prezentów. Przez to, ja również zaczęłam się denerwować. Sunęłam korytarzem do klasy historycznej pana Makarova, gdzie miała odbyć się pierwsza lekcja. Z niepokojem w sercu obserwowałam hol, w nadziei, że nie spotkam jeszcze Dragneela.
   W klasie, przy jednej ławce siedzieli Loki, Jett i Doroy i nawijali zapewne o jakichś pierdołach. Pod oknem siedziały Yukino i Flare. Postanowiłam się z nimi przywitać. Dziewczyny zaczęły krzyczeć i piszczeć, na mój widok, co mnie troszkę zawstydziło, bo chwaliły mój niecodzienny wygląd. Pomyślałam sobie, że mogłam wyglądać, jakbym za bardzo się wystroiła. Zrobiło mi się głupio, ale koleżanki szybko pocieszyły mnie, że wyglądam dobrze. Miałam upięte dwie kitki, które przyozdobiłam czerwonymi wstążkami, zamiast marynarki założyłam różowy sweter z topazową broszką i burgundowe rajstopy. Przy reszcie mundurka, składającego się z granatowej spódnicy, białej koszuli i tenisówek nie majstrowałam, gdyż zabraniał nam tego regulamin.
- Blondyneczko, komu wręczasz walentynkę? - spytała Flare.
- J-Ja? Przyjaciołom, a wy? - wyminęłam temat o mnie. Yukino spuściła głowę i zacisnęła swój pakunek przyozdobiony cekinami i wstążeczkami.
- Myślałam o Stingu, ale on pewnie czeka na czekoladki od Minerwy - mruknęła zrezygnowana.
- Myślę, że powinnaś mu je dać mimo wszystko. - skwitowałam.
- Ja też tak uważam. - poparła mnie Flare. Yukino zmotywowana do działania, skinęła twierdząco głową i zeskoczyła z parapetu. Posłała nam ciepły uśmiech i wybiegła z sali. Czerwonowłosa pożegnała się ze mną, ponieważ musiała wrócić do swojej klasy, więc zostałam sama. Przysiadłam wówczas na tym samym parapecie i wyglądałam zza okna różowo-włosego. "Mówić mu coś, czy po prostu wręczyć" - biłam się z myślami. Z zadumy wyrwał mnie czyiś dotyk spoczywający na moim ramieniu. Odwróciłam się w ową stronę, a moje oczy napotkały Lisannę. Z sekundy na sekundę strasznie się zestresowałam, jednak mimo tego wymusiłam na sobie uśmiech i wydukałam pospolite "cześć, co tam?".  Ona wydawała się być pełna energii, aż emanowała pozytywizmem, który akuratnie mnie przytłaczał do granic możliwości. Jak zwykle padło pytanie o walentynki. Spławiłam je tak samo, jak poprzednio i spytałam o to samo. Mira, Elfman, Laxus, Erza, Cana, Bickslow, Freed, Evagreen i oczywiście Natsu. Jego wymieniła na końcu. Byłam wręcz pewna, że ta jedna będzie zobowiązująca, co dobiło mnie jeszcze bardziej, niż sama jej obceność. Nie pokazując swojego zażenowania zaśmiałam się sztucznie i chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę, skłamałam, że zapomniałam zabrać pieniędzy z kieszeni kurtki i pomknęłam do szatni. To kłamstwo, nie wywołało u mnie poczucia winy, byłam nawet usatysfakcjonowana, że jej w ten sposób umknęłam. W szatni przeglądałam kieszenie, żeby nie wyglądało, jakbym przyszła tam po nic. Nagle usłyszałam swoje imię. Głos, który je wypowiedział, zmroził mi krew w żyłach. Pomyślałam, że chyba nie zaznam dziś spokoju i niechętnie odwróciłam się w stronę rozmówcy.
- Yo!
-Hej Natsu, jak tam?
- Odkąd wszedłem do szkoły, co chwilę zaczepiają mnie jakieś dziewczyny i dają czekoladki. - burknął, jakby strasznie zmęczył się zbieraniem walentynek, o co na pewno konkuruje z Gray'em, który otrzyma ich więcej.
- Znowu założyłeś się z ekshibicjonistą? - mruknęłam obojętnie.
- Wygram to, rozumiesz?! - wrzeszczał napalony, jednak po chwili na jego policzkach ukazał się rumieniec, co mnie trochę zdziwiło.
- Bez jednej osoby mi się to nie uda...- westchnął, odwracając wzrok.
- Hę? Lisanny? - wypaliłam bezmyślnie i wolałam nie słyszeć odpowiedzi.
- Nie, od niej już dostałem.- gdy to powiedział to tak oschle, poczułam, że zaraz podskoczę z radości pod sam sufit. Jednak dalej mierzyłam go pytającym wzrokiem, ukrywając swoje rozradowanie. Nie otrzymałam jej, gdyż przerwał nam dzwonek na lekcje. Pognaliśmy zatem do klasy.
   Wszystkie zajęcia przeminęły zupełnie normalnie i tak samo nudno, jak codziennie, z tym wyjątkiem, że na przerwach wszyscy latali po szkole w poszukiwaniu swoich walentynek. Ja rozdałam już moje, prócz jednej, tej wyjątkowej. Schodząc po schodach, do szatni zatrzymał mnie już po raz setny czyiś głos, który należał znów do Dragneela. Odwróciłam się do niego i spytałam, czego chce. Nie odpowiedział, tylko odwrócił głowę w bok i podrapał się w tył głowy. Lekko zdezorientowana, miałam ponownie zapytać, jednak wyciągnął w moją stronę rękę, a na niej spoczywał małe prostokątne pudełeczko. Wytrzeszczyłam oczy i niepewnie sięgnęłam po pakunek. Popatrzyłam na niego wymownie, a ten kiwnął, na znak, że mam otworzyć. Po usunięciu wieczka, z różowego opakowania, ujrzałam śliczny, pozłacany naszyjnik z niewielkim kryształkiem w kształcie gwiazdki. Zasłoniłam ręką usta, a w oczach wezbrały się łzy. Zaszlochałam, po czym wyjęłam błyskotkę z pudełeczka. Natsu podszedł do mnie i zapiął mi go na szyi. Byłam taka szczęśliwa, że nie liczyło się już dla mnie nic wokół. Rzuciłam się mu na szyję i zaczęłam dziękować. Kiedy się od niego "odkleiłam" i wytarłam kąciki oczu, spytałam - Dlaczego mi to dajesz?
- Jesteś moją gwiazdą na niebie. - zaraz jednak spalił buraka, po tym co powiedział - Jaki beznadziejny tekst....nie wierze. - zakrył dłonią twarz, by ukryć swoje zażenowanie. Zaśmiałam się cicho i wyciągnęłam ostatni podarunek walentynkowy. Wręczyłam mu go i podeszłam bliżej:
- To czekoladki zobowiązujące. Przemyśl to solidnie, zanim je przyjmiesz. - zamiast odpowiedzieć zgarnął mnie do siebie i mocno przytulił. Odwzajemniłam gest, wtulając się w jego tors, wciąż nie wierząc, że ta chwila jest realna. Po chwili rozluźnił uścisk i pochwycił mój policzek. Przejechał kciukiem po dolnej wardze, a moja twarz poczerwieniała natychmiastowo. Zamknęłam oczy i oddałam mu swój pierwszy pocałunek. Trwaliśmy w nim długo, jakby był tym ostatnim. Opustoszała szkoła mogłaby być równie dobrze zatłoczona, nic nie mogło zepsuć tych kilku minut, które dały początek naszej wspólnej historii.


Drogi pamiętniku.
Chyba nie będę mieć czasu na kolejne wpisy, gdyż zapisałam się ostatnio do szkoły muzycznej, więc uczęszczam na popołudniowe lekcje, a jutro wieczorem Natsu zabiera mnie na naszą pierwszą randkę. Trzymaj za mnie kciuki!



***


Myślę, że zrekompensowałam Wam moją długą nieobecność, tym OS. Jest on moim zdaniem za długi, ale nie chciałam go dzielić już na części, bo miałam akuratnie wenę i wolałam zostawić go w całości, żeby nie mieszać. Gdzieś niedaleko środy (to się jeszcze waha) pojawi się rozdział. Każdy kolejny myślę wstawiać, tak jak miało być od początku, czyli w niedzielę wieczorem.
Przeeepraszam, że tak późno go wstawiam, ale miałam dzisiaj zabiegany dzień, a kończyłam pisać kilka minut przed północą >///<
Jeszcze raz gomene misiaczki i życzę wam udanych walentynek~♥ Samemu też fajnie, a nawet lepiej xD

13 komentarzy:

  1. One-shot jest po prostu genialny... czytało mi się go z wielką przyjemnością.
    Jest w nim tyle emocji że aż szkoda że nie ma kontynuacji.

    Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko, dziękuję ślicznie za tą miłą opinię! Cieszy mnie, że Os się spodobał. Mam nadzieję, że nie zabijesz mnie za to, że znowu nie ma rozdziału, a miał być, ale wciąż go męcze i nie mogę skończyć >,< Postaram się wyrobić do jutra ;)
      Pozdrawiam <333

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. Os przeczytałam juz chyba 2 dni temu, ale na śmierć zapomniałam skomentować.....Gomene wybzcysz ? Os był świetny,lekko sie go czytało,był trochę taki że łatwo go przewidzieć,ale nie zmienia to faktu że był super. Weny na rozdział i powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomyślę nad tym, czy wybaczę xd Nie no nic się nie stało, cieszę się, że nie zawiodłam ^^
    Dziękuję ślicznie za opinię i wenę - przyda się >,< Tobie również mnóstwo weny na kolejne rozdziały!!!
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Na razie przeczytałam tylko tego szota, w wolnej chwili zabiorę się za resztę. Nie masz najgorszego stylu pisania, jest dosyć lekko i przyjemnie, ale momentami, przy wypowiedziach zjadałaś znaki interpunkcyjne, pytajniki, czy wykrzykniki, np:
    "- Z czego się śmiejesz" - tutaj na końcu powinien być znak zapytania. ;)
    Jak przeczytam resztę, to napiszę więcej.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku *O* Naprawdę dziękuję, że tu zajrzałaś~!
      Arigato, że wytknęłaś mi moje błędy. Wiem, mam problem z interpunkcją, ale pracuję nad tym ^^
      Mordka mi się cieszy, jak widzę komentarz od mojej mentorki *O*
      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  5. Dla czytelnika nigdy chyba nie jest za długi ;3 Ogólnie cudownie. Weny i wolnego czasu ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie, strasznie mi miło ♥
      Pozdrawiam~!

      Usuń
  6. No kim ja bym była gdybym nie skomentowała? A więc jestem! I komentuje! Rozdział świetny. ^_^
    Bardzo miło mi się go czytało.
    Ciekawy i długi (Jej! :D)
    Rekompensata przyjęta ^_^
    Ale (Muszą być "ale") robisz troszkę błędów, jak przecinek przed "z" powtórzenia.
    Bardzo fajnie się czytało także przymkne na to kolejny raz oko.
    Pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzie Ty byłaś? ;-; Myślałam, że już nie dałaś rady dalej czytać mojego wodolejstwa, ale jednak jesteś i wciąż mnie wspierasz, arigato ♥
      Dziękuję, za opinię, postaram się poprawić te błędy ^^
      Pozdrawiam kochana~

      Usuń
    2. Zostałaś nominowana do Blog
      Libster Award.
      http://oneschotlucyfairytail.blogspot.com/2016/02/blog-libster-award-1-2-xd.html?m=1

      Usuń
  7. Twoje zgłoszenie zostało zaakceptowane i opublikowane. Zapraszam do zgłaszania nowych rozdziałów na naszym spisie! :)

    Pozdrawiam,
    Mayako ze Spisu Fairy Tail

    OdpowiedzUsuń