muza

środa, 31 sierpnia 2016

Rozdział 7 - Uczucie i obietnica

***


- Ty potworze! Czy ty nie masz serca?! Zabiłeś mojego ojca! - smoczej zabójczyni załamywał się głos. - Jesteś zwykłym mordercą! BESTIĄ! - czarnowłosa zachrypłym już głosem wydzierała się mu prosto w twarz, okładając go pięściami. Chciałam odwrócić wzrok, jednak w pewnym momencie wydawało mi się, jakby patrzył się wprost na mnie. Mimowolnie podeszłam bliżej. Spojrzałam na niego, a w tych jaskrawoniebieskich oczach dostrzegłam coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam. Moje serce zabiło szybciej. Poczułam, jak do powiek napływają mi łzy. W tym spojrzeniu nie  widziałam już zwykłego kłamcy i mordercy. Dostrzegłam ból, tęsknotę i...szczerość.


***


   Pociąg do Magnolii właśnie zatrzymał się na peronie. Jak zawsze poranki bywają zabiegane i ciężko jest przedrzeć się przez tłumy ludzi, śpieszących się w swoje strony. Shia jak na swój wzrost i drobną posturę, potrafiła zawodowo rozstawiać po kątach i terroryzować wszystkich wokół. Tak też nie było dla niej żadną trudnością przedostać się do centrum miasta, by pooddychać trochę tutejszym powietrzem. Idąc uliczkami Magnolii, rozglądała się za noclegiem, gdyż postanowiła zostać chwilę dłużej, odpocząć od walk i - w jej mniemaniu - głupich sytuacji. Nie sądziła, że kiedykolwiek odda komukolwiek przysługę i to w dodatku bezinteresownie. Zatrzymała się pod jednym z droższych apartamentów. Postanowiła tu przenocować, dając głowie odetcnąć od zbędnych w tym momencie myśli. Jedyne na czym powinna się skupić, to zabicie Acnologii. Zakwaterowała się więc i zamknęła w swoim pokoju na resztę dnia. Lokum było urządzone prosto, jednak sprawiało wrażenie "drogiego". Amarantowe ściany, z białymi gzymsami u sufitu. Wypastowana podłoga, w głębokim odcieniu brązu, niekiedy wpadająca w barwę wiśniową, lśniła, obijając w sobie światło lacrimy wiszącej pośrodku.Ogromne okno w drewnianej oprawie, pasującej do tarcic* miało przepiękny widok na rzekę, przecinającą miasto. Panorama przyćmiona została blado-brązowymi, ciężkimi zasłonami, dającymi trochę intymności. Okno posiadało szeroki parapet, służący za leżankę, przyozdobioną czarnymi poduszkami i asymetrycznie wyścieloną, białą narzutą. Obok niego, po lewej stronie znajdowały się drzwi na balkon, które podobnie jak wszystkie w tym pokoju, kolorem dopasowane zostały do podłogi. Łózko zaś stało po prawej i prezentowało się najbardziej majestatycznie, ponieważ jego prosty stelaż dopełniał czarno-biały baldachim z frędzlami na rogach. Obok znajdowała się szafeczka nocna, wykonana ze szkła, na której umieszczono tacę pełną świec oraz szampan wraz z dwoma kieliszkami. Na podłodze widniał wielki, czarny futrzany dywan. Pokój posiadał również wnękę w ścianie, służącą za szafę, zakrytą zasłonami, takimi jak w oknie oraz jedne drzwi, prowadzące do łazienki (nie zabijcie mnie za tyle opisu, musiałam - aut.) Położywszy się na wysokim łóżku, Shia mimowolnie przymknęła oczy, po czym zasnęła na kilka godzin.
   Obudziła się około osiemnastej, jednak słońce nie zdążyło się jeszcze schować za horyzont. Przetarła leniwie oczy i zwlokła się z łóżka. Przywdziała mniej formalny strój, czyli granatową spódniczkę, białą koszulę, czarne rajstopy, błękitną kokardkę przewiązaną wokół szyi oraz sztyblety z białymi podeszwami. Przeczesała palcami włosy i rozpuściła warkocza. Na głowę założyła kaszmirowy beret i opuściła kwaterę, zamykając drzwi.
   Szła wzdłuż deptaka przyglądając się budynkom. Kiedy ostatecznie stwierdziła, że znudziło jej się to zajęcie, postanowiła obserwować jak zmieniają się kształty po kolei mijanych kostek brukowych. Kiedy patrzy się przed siebie, wszystkie wydają się być po prostu jednakowe, ale gdy przyglądasz się im bliżej, każda jest szara, z drobnymi różnicami. Żadna nie ma identycznego kształtu oraz struktury. Pomyślicie pewnie - kto by na to w ogóle zwrócił uwagę? - Shia Sakamuro właśnie taka jest. Bacznie obserwuje świat. Dostrzega rzeczy, które większość by pewnie nie obdarzyła zainteresowaniem. 
Nagle, wyczuła aurę, którą już znała. 
- Ziemny i grający smoczek? - wyszeptała sama do siebie i pobiegła, gdzie poprowadził ją instynkt. Zakręcając w jedną z uliczek dostrzegła wielki budynek, z przykuwającą wzrok tablicą, na której widniała nazwa "Fairy Tail". Dziewczynka - aż trudno uwierzyć, że faktycznie nią jest - przekalkulowała sytuację i przypomniała sobie rozmowę Cycatej (Lucy) i Pani Rycerz (Erzy), wspominających o przetransportowaniu Edgara do gildii w Magnolii. Musiały jednak wynająć powóz, by ukryć smoczego zabójcę i nie wzbudzać paniki. Shia stwierdziła, że tutaj jej bezinteresowna pomoc się kończy, jednak siłą rzeczy postanowiła odwiedzić owe miasto, z czystej ciekawości i chęci eksploracji. Nie sądziła jednak, że i ziemna zabójczyni się z nimi zabierze. Sakamuro ruszyła w stronę budowli w poszukiwania okna, przez które mogłaby się dostać do środka niezauważenie. Na tyłach gildii mieściło się jedno, prowadzące do gabinetu mistrza Makarova, które uznała za odpowiednie do tego celu, nieświadoma gdzie tak naprawdę trafi. Szczęśliwie, lub nie, było otwarte. Dziewczynka odznaczała się niesamowitą zwinnością, którą zawdzięczała treningom z jej matką, kiedy ta jeszcze żyła. Wdrapała się więc na najbliższe drzewo i sunąc po najdalej wystającej gałęzi, zbliżała się do swojego celu. Kiedy znalazła się tuż przy oknie, zaglądnęła przez nie do środka, by móc spokojnie przedostać się do pokoju. Będąc już przekonana, że nikogo nie zastanie wewnątrz, sięgnęła ręką, by uchylić okiennicę nieco bardziej. Wtem usłyszała głosy ludzi, które zaczęły natężać się zapewne ku tym drzwiom. Shia pohamowała się i z gałęzi przeskoczyła na parapet, po czym odwróciła się plecami i oparła o drewnianą ścianę, mając wnętrze ów pomieszczenia w zasięgu wzroku i słuchu. Wtedy do uszu Shii dobrzmiało skrzypienie zawiasów oraz wiele przeplatających się głosów, co oznaczało, że w środku znaleźli się członkowie gildii. Z łatwością wychwyciła znajome jej brzmienie Lucy, Erzy i smoczej zabójczyni. Wciąż jednak czuła również obecność Edgara i kilku innych slayerów. Skupiła się na mowie obecnych. Pierwszy odezwał się Makarov - Czyli go macie? Cieszę się, że wróciłyście całe i zdrowe - oznajmił mistrz.
- Nie próbował nawet walczyć. Z pomocą jeszcze jednej osoby, można powiedzieć, że było to banalne - wtrąciła Tytania. 
- Oprócz Alessy, ktoś był jeszcze z wami? - zapytał ósmy. Shia natomiast uniosła brwi w zdziwieniu, na imię, które padło z ust staruszka oraz zaczęła dokładniej wsłuchiwać się w słowa magów. 
- Dołączyła do nas na chwilę pewna dziewczynka. Jest zaklinaczką smoków - odpowiedzi udzieliła Lucy.
- Zaklinaczka smoków? Czyli Riue wydała na świat swojego następcę - westchnął chwytając się za podbródek, Makarov. Szpieg nie wiedział jak zareagować. Skąd on zna moją matkę?! - pomyślała. Szybko wróciła do podsłuchu, przeczuwając, że dowie się tego wieczoru jeszcze wiele interesujących rzeczy. Alessa zabrała wreszcie głos:
- Dlaczego w ogóle mnie poprosiłeś o pomoc? Dlaczego akurat ja? - W pokoju przez dłuższą chwilę zawisła cisza. Przerwał ją głęboki wydech mistrza gildii. - Jesteś córką Sylvena Dustera, mojego bliskiego przyjaciela. Pisał mi o tobie w listach. Traktował cię jak swoje własne dziecko, mimo że zostałaś przygarnięta. Byłaś jego oczkiem w głowie, więc kiedy pewnego wieczoru odwiedziłem Crocus i udałem się z nim do karczmy, on wyznał mi, że nie przeżyłby drugi raz utraty córki. Shia poszła w ślady matki już w wieku pięciu lat. Obiecałem mu wówczas, że zaopiekuję się tobą, gdyby jego zabrakło. Skarciłem go za takie myśli...ja nie spodziewałbym się, że on zostanie...- zawiesił się na chwilę, odwracając wzrok. Do Alessy dotarło, co miał na myśli.
- Rozumiem...myślałeś, że taki sposób na zwabienie mnie tutaj był dobry? Poszukując mordercy mojego ojca mogłam wypełnić twoją gówno wartą obietnicę?!
- To nie ta...
- To kurwa jak?! - czarnowłosa wydarła się wprost na staruszka - Myślałeś, że za wszelką cenę szukałam zemsty, co? I miałeś rację. Ten potwór zabił mojego ojca!
- Alessa, przestań! - przekrzyczała ją Heartofilia.
- Mam przestać? A ty, co niby wiesz o stracie?! - tym razem Duster skierowała swój gniew na blondynkę.
- Wiem, straciłam rodziców...Ale Fairy Tail dało mi nadzieję. Mistrz traktuje członków gildii jak swoje dzieci. Tutaj, wśród moich przyjaciół znalazłam rodzinę, a lepszej nie mogłabym sobie wymarzyć - oznajmiła stanowczo brązowooka. Zapadła cisza. Alessa mierzyła mistrza i Lucy wściekłym spojrzeniem, a Erza stała oparta o ścianę, co chwila, podejrzliwie spoglądając w okno. Milczenie przerwała znów głowa Fairy Tail - Alessa, chciałbym abyś dołączyła do gildii. 
- Odmawiam - rzuciła szorstko i bez zastanowienia.
- Proszę nie traktuj nas jak wrogów. Chcemy ci pomóc...
- A kto powiedział, że ja potrzebuję pomocy? - wysyczała z wyrzutem - Nie jestem już małym dzieckiem. 
-  Może nie, ale jesteś za to poszukiwana listem gończym na niemalże całym Fiore - wtrąciła Erza.
- Poradzę sobie, sama - odpowiedziała, kładąc nacisk na ostatnie słowo. 
- Proszę, chociaż pozwól nam cię przenocować. Nie znajdziesz już w Magnolii nic o tej porze - zwróciła się do czarnowłosej Lucy z błagalnym tonem. Alessa przewróciła oczami. 
- Natura mnie przenocuje. NIE jestem dzieckiem - powtórzyła się. Po dłuższych namowach, Duster wreszcie zgodziła się na propozycję blondynki. 
- Z samego rana mnie tu nie będzie - wypaliła na odchodnym i zatrzasnęła za sobą drzwi. Lucy oznajmiła, że przygotuje dla niej pokój i poszła w ślad za smoczą zabójczynią. Erza podeszła bliżej mistrza i zatrzymała się w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała Alessa. 
- Ja również pójdę do siebie, ale zanim to zrobię, mam jedno pytanie - odezwała się czerwonowłosa.
- Słucham cię, moja droga.
- Co zrobimy z Dyrygentem?
- Wydamy go Radzie. 
Po odpowiedzi mistrza, Tytania przytaknęła i opuściła jego gabinet. Shia była niesamowicie usatysfakcjonowana tym, co usłyszała. Dziękowała w duchu swojej intuicji, która tym razem powiodła ją do końca swojej misji. Wiedziała już, co ma zrobić. 
Na niebie rozbłysnęły kolejno gwiazdy, tworząc przeróżne konstelacje. Jednak, czy po takiej pięknej nocy nastanie piękny dzień?





***




   Lucy wczesnym rankiem zerwała się na równe nogi. Zrobiła swoje powinności dwa razy szybciej i wyszła z domu, kierując się prosto do gidii. Miała nadzieję, że spotka tam jeszcze Alessę i zdąży się z nią pożegnać, chociaż wiedziała, że są na to marne szanse. Będąc już na ostatniej prostej zobaczyła ludzi zgromadzonych wokół drzwi. Nie wróżyło to nic dobrego. Podbiegła migiem do szepczącego między sobą tłumu i próbowała się przecisnąć między nim, by dotrzeć do serca zamieszania - Przepuście mnie! Należę do tej gildii - kiedy jakimś cudem udało jej się wejść do środka zastała ją kolejna brama, utworzona ze strażników Rady Magii 
- Zostawcie mnie gnidy! - po gildii rozniósł się krzyk Alessy. Lucy natychmiast zareagowała. Przyzwała Taurusa, który utorował jej drogę. Ujrzała pomagierów Rady, trzymających Alessę i Edgara, z tym, że tylko czarnowłosa protestowała, chłopak był obojętny i wyprany z uczuć. Obecni członkowie gildii wraz z mistrzem próbowali się postawić, jednak niewiele można zrobić tym dupkom z góry**. Gwiezdny Duch Lucy umożliwił jej dotarcie do pojmanych oraz włączenie się do zmieszania, czego nie powinna robić i była tego całkowicie świadoma. Z natury jest jednak zbyt zdesperowana i za wszelką cenę chce ocalić tą dwójkę. Nagle poczuła jak ktoś łapie ją w talii, przyciągając do siebie. Odwróciła wzrok w stronę sprawcy, którym okazał się Natsu - Nie pogarszaj sytuacji - powiedział niskim, poważnym tonem, nie patrząc nawet w oczy blondynce. Mierzył srogim spojrzeniem w Edgara, jednak nie ma się czemu dziwić.
- Dlaczego zabieracie Alessę?! - wykrzyczała brązowooka i po chwili skarciła się w myślach, ponieważ poszukuje ją Rada, co doskonale wiedziała. Chciała jakoś ukryć zażenowanie, jednak po gildii rozniósł się dobrze znany jej głos, który natychmiast odwrócił uwagę wszystkich wokół - Czemu zadajesz głupie pytanka, blondyneczko? - Jak się okazało, to była Shia.
- Ty mały gnojku! - wycedziła przez zęby Alessa.
- Mistrzu...- Erza spojrzała wymownie na Makarova. Ten przytaknął, nie odrywając wzroku od małej przybyszki. Można wręcz powiedzieć - intruza.
- Nieładnie podsłuchiwać - głos ósmego pałał szczerą nienawiścią do tego dziecka. Nigdy nie powiedziałby, że może nie lubić kogoś, kto wygląda tak niewinnie, jednak znał dobrze Riue Sakamuro - jej matkę. Nie cofnęła się przed niczym. Po trupach do celu. To również wpajała do głowy pięcioletniego dziecka, które powinno się w tym wieku cieszyć życiem i nie przejmować obowiązkami. Ta kobieta zrzuciła na barki dziewczynki ogromne brzemię oraz wmówiła, iż takie jest jej przeznaczenie.
- Nieładnie jest ukrywać przestępcę - argumentowała przeciwko głowie Fairy Tail. Na te słowa zmarszczył czoło, co oznaczało, że nie jest dobrze. Erza poczuła, że za chwilę całe to zamieszanie zakończy walka.
- Taka była moja misja - kontynuowała rudowłosa - Czyż to, co robię nie jest sprawiedliwe? - zakpiła, cwaniacko się szczerząc. Lucy puszczały powoli nerwy. Zaczęła się wyrywać różowo-włosemu, nieskutecznie.
- To jest podłe! Jak możesz robić coś takiego własnej siostrze?! - wykrzyczała w stronę Shii, Heartfilia.
- Nie jest moją siostrą - odrzekła szorstko - Czy nie powiedziała wam wczoraj, że nie jest dzieckiem? - skrzyżowała ręce na piersi, kierując wzrok ku czarnowłosej - Niech zatem odpowiada za swoje czyny, jak dorosła.
- Ty mała...- Salamander zacisnął zęby, próbując stłumić w sobie gniew.
- Co tam smoczku? Ziejesz może ogniem? - zadrwiła, przesłodzonym głosem, w stronę Natsu. Uniosła jedną rękę i złożyła wskazujący oraz środkowy palec, po czym skierowała je ku ziemi. Nagle wytworzyła się wokół niej zielona łuna światła, a w ułamku sekundy położyło na deski Dragneela, Wendy, Alessę, Edgara, Gajeela i nawet Laxusa. Wszyscy w osłupieniu wpatrywali się w smoczych zabójców, przygwożdżonych do podłogi, nie mogących się podnieść.
- Natsu! - przeraziła się blondynka, klękając przy różowo-włosym - Co im wszystkim zrobiłaś?! - zwróciła się załamanym głosem do Sakamury.
- To, co się stało, było dla mnie mniej, niż banalne - zadowolona z siebie, przerzuciła kosmyk włosów za ramię. Nagle odwróciła się i zaczęła zmierzać w kierunku wyjścia.
- Straże, bierzcie tą dwójkę - Makarov patrzył bezsilnie na to, co się przed nim działo. Erza zaczęła wyciągać miecz z pochwy, jednakże zatrzymał ją głos mistrza - Nie. Nic nie możemy teraz zrobić.
- Dziadziuś ma rację. Kiwniecie chociaż palcem, a poślę wasze smoczki do szpitala - wypowiedziawszy to, zaśmiała się donośnie, znikając za grupą strażników wyprowadzających pojmanych magów z budynku. Kiedy opuścili gildię, zaklęcie dziewczynki opuściło slayerów. Zgromadzonych wokół przepędziła Mira i Erza. Makarov, bez słowa zawrócił do swojego gabinetu. zatrzaskując z hukiem drzwi.    



***


   Lucy szła w stronę swojego mieszkania z oczyma wbitymi w chodnik. Chciała stanąć pośrodku ulicy i się rozpłakać. Wiedziała też, że łzy w niczym nie pomogą. Obraz zaczął jej się zamazywać. Czekoladowe tęczówki zaszkliły się i sprawiły, że dziewczyna zatrzymała się i cicho załkała. Przetarła rękawem mokre powieki i uniosła głowę. Napotkała niebieskie futro i ogon machający, to w lewo, to w prawo.
- Lucy...nie płacz - głos Happy'ego od razu podniósł blondynkę na duchu. Uśmiechnęła się nikle, po czym objęła wzrokiem różową czuprynę, która dołączyła do kotka.
- Odbijemy ją - oznajmił ukazując szereg białych zębów, jak to zawsze robił. Lucy najpierw się ucieszyła, jednak chciała też, by Edgar wyszedł na wolność. Czuła, że on ukrywa coś, co sprawiło kiedyś, iż stał się powiernikiem śmierci. Musiała rozwikłać zagadkę, która wciąż nie opuszczała jej głowy. Z rozmyślań wytrącił ją głos Salamandra, machającego jej dłonią przed oczami - Halo, ziemia do Luigi - blondynka nie była w nastroju do żartów. Wiedziała, że różowo-włosemu nie spodoba się to, co zaraz powie.
- Natsu, muszę się spotkać z Edgarem - spojrzała na niego poważnie. Jemu natomiast rzedła mina i w miejsce uśmiechu, goszczącego na jego twarzy, wstąpił gniew. Happy miał złe przeczucia.
- To morderca.
- Ja wiem, że on został do tego zmuszony. Natsu, proszę. Ja muszę..
- Nie! - przerwał jej stanowczo -Nie idziesz tam - blondynka zmarszczyła brwi.
- Nie ty o tym decydujesz - odwzajemniła jego srogie spojrzenie.
- Nic o nim nie wiesz, Lucy. On jest po prostu zwykłym mor...- dodał łagodniejszym tonem. Heartfilia mu przerwała.
- Nie jest! - krzyknęła - Wiem to...- spuściła głowę i zaczęła biec, nie do końca wiedząc dokąd. Natsu chciał ją zatrzymać, aczkolwiek na drodze stanął mu Happy, z poważnym wyrazem twarzy - Pozwól jej iść - kotek miał załamany głos. Salamander skrzywił się, chwycił za włosy i oparł o najbliższy budynek, zsuwając się powoli w dół. Kotek przysiadł obok niego i również przysunął plecy do zimnych cegieł. Natsu zakrył twarz dłonią. Kotek zaś spojrzał na niego smutno.
- Natsu - zaczął, przeciągając.  
- Wiem...spieprzyłem. Jak zwykle ja muszę coś zepsuć.



***



   Biegła ile sił w nogach. Możecie powiedzieć, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach, ale o dziwo, blondynka znalazła się przed jedną z siedzib Rady Magii. Jej oczy nie mogły uwierzyć w to, co widzą. Podniesiona na duchu, podbiegła do strażników pilnujących wejścia. Oni widząc ją, zagrodzili ogromne drzwi wejściowe lancami.
- Przepraszam...- zaczęła "trzepotając" rzęsami, jakby miało to w czymś pomóc.
-Czego? - oziębły głos jednego z wartowników, sprawił, że dziewczyna straciła jakąkolwiek nadzieję.
- C-Czy ja mogę wejść? Chciałabym się zobaczy...
- A to co, szpital? Nie masz tu czego szukać - klawisz takim sposobem odprawił Heartilię, która zażenowana odwróciła się na pięcie i zaczęła zmierzać z powrotem tam, skąd przyszła. Nagle usłyszała za sobą wybuch, który przeraził ją na tyle, że upadła na ziemię.
- Auć - syknęła. Spojrzała przez ramię. Dozorców pilnujących wrót nie było widać wśród kłębów dymu, przez który zaczęła się dusić. Między tumanami kurzu zaczęła zarysowywać się sylwetka. Dziewczyna próbowała wstać, lecz przed nią pojawiła się dłoń, sugerująca pomoc. Blondynka uniosła głowę i ujrzała młodzieńca, średniego wzrostu o niespotykanych oczach i kolorze włosów. Lewe oko miał szare, wpadające w granat, zaś prawe - winne, mieniące niczym rubin. Po stronie niebieskiego oka jego włosy były koloru ciemnobrązowego, a druga połówka - blond - odpowiadała czerwonawej tęczówce. Miał twarz niczym porcelanowa lalka. Ubrany był w czarny sweter oraz spodnie, białą koszulę, fioletowo-ametystowy krawat i zwykłe trampki. Lucy oczarowana wyglądem chłopca zaniemówiła. Przyjęła pomoc z jego strony i chwyciła dłoń nieznajomego.
- Co się stało? - spytała osłupiona.
- Utorowałem Ci drogę - uśmiechnął się jak gdyby nic złego się nie stało.
- Ale, czy im nic nie jest?
- Tym się nie martw, a tak poza tym jestem Yuun - wyciągnął ponownie dłoń ku blondynce. Ta potrząsając nią odpowiedziała - A ja, Lucy. Dziękuję, że mi pomagasz.
- Nie ma sprawy. Ja również przyszedłem się z kimś spotkać - odpowiedziawszy, spojrzał na wyważone drzwi, lekko zasmucony - Lepiej się pośpieszmy, póki mamy szansę - uśmiechnął się powtórnie do Heartfilii. Ona przytaknęła na te słowa i ruszyła w jego ślad.
Będąc w środku dostrzegła mnóstwo korytarzy. Dziewczynę nagle opuściły wszelkie siły, patrząc na ilość przejść.
- Spokojnie. Włamywałem się tu już kilka razy - oznajmił ze stoickim spokojem, Yuun - Dopiero co pojmanych, najpierw zamykają w celach anty-magicznych, dopiero później odseparowują ich i umieszczają w osobnej kwaterze***. Jeżeli przyszłaś tu do kogoś "nowego", idź tym korytarzem - wskazał ręką ostatnie przejście od prawej - Ja idę tu - dodał, kierując się do środkowego holu.
- Sprawdzić bramę! - wtem głos zbliżających się strażników odbił się echem od ścian pomieszczenia. Chłopak ruszył swoim korytarzem, zostawiając dziewczynę samą. Ona jednak nie czekała dłużej, tylko zagłębiła się w ostatnie, ciemne przejście.
Nie wędrowała nawet pięciu minut, kiedy usłyszała brzdęki metalu i równych kroków - Szlag - zaklęła cicho, po czym zaczęła biec przed siebie. Na końcu korytarza czekały drzwi. Pewnie i powiedzcie mi jeszcze, że są zamknięte - pomyślała. Nie myliła się. Prędko chwyciła za odpowiedni klucz i wezwała Virigo. Tym już całkowicie zdradziła swoją obecność.
- Tak jest, księżniczko, czy czas już na karę?
- Przekop nas na drugą stronę! - jak nakazała, tak też uczynił Gwiezdny Duch. Znalazłszy się po przeciwnej stronie, Lucy poprosiła Virigo, by ta nałożyła łańcuchy na zamek, by strażnicy nie mogli przejść. W pogotowiu miała również klucz Lokiego, na wypadek, gdyby wyważono drzwi. Obejrzała się dookoła. Wszystkie cele były puste, oprócz jednej, na samym końcu, w której siedział Edgar. Blondynka natychmiast podbiegła do Sync'a.
- Lucy? Co ty tu...
- Gdzie jest Alessa?! - wypaliła, ignorując pytanie czarnowłosego.
- Godzinę temu zabrali ją strażnicy.
- Z tobą wszystko w porządku? Przyszłam porozmawiać.
- Tak...Porozmawiać, o czym?
- O tobie - odwróciła wzrok. Edgar bardzo się zdziwił. Sądził, że nie będzie chciała na niego patrzeć.
- Lucy - zaśmiał się delikatnie - Jesteś zbyt dobra - spojrzał w jej głęboko czekoladowe oczy. Tonął w nic z sekundy na sekundę. Chciał aby ta chwila trwała wiecznie. Nawet, jeśli mógł patrzeć na nią tylko przez kraty więzienne.
- Co ty mówisz? - osłupiała. Widziała przed sobą zupełnie innego człowieka, niż przy ich pierwszym spotkaniu - proszę powiedz mi...dlaczego to robisz? - spytała.
- Bo jestem samolubny. Myślałem tylko o sobie i o mojej klątwie.
- Klątwie?
Chłopak wypuścił głośno powietrze z ust. Wtedy opowiedział dziewczynie o wszystkim. Mimo walących w drzwi wartowników, blondynka słuchała Dyrygenta i coraz silniej cisnęły jej się na powieki łzy. Nie mogła uwierzyć, co musiał wówczas przeżyć.
- Edgar, ja...przepraszam - drżącym głosem, nie mogącym już tłumić dłużej goryczy załkała, spuszczając wzrok.
- Kocham cię, Lucy - wypowiedział z uśmiechem na ustach. Szczerym, pełnym nadziei i szczęścia. Wreszcie znalazł głos, który nie ranił jego uszu. Odczuwał jednak wiercący głowę huk, którym byli dozorcy. Dziewczyna usłyszawszy jego słowa, poczuła wypieki na twarzy, nasilające się, im dłużej patrzyła w oczy Edgara.
- J-Ja...- zawiesiła się. Była całkowicie zdezorientowana.
- Będę czekał. Kiedy stąd wyjdę, dasz mi odpowiedź. Na razie muszę odsiedzieć swoje grzechy - Chłopak wyciągnął do niej pięść, którą rozłożył, ukazując wisiorek z kamieniem w kolorze intensywnego błękitu. Lucy osłupiała jeszcze bardziej.
- Nie mogę - powiedziała speszona.
- Weź i uciekaj, nie masz dużo czasu - uśmiechnął się pogodnie. Blondynka przytaknęła i przyjęła podarunek, przyzywając na powrót Virigo. Pokojówka na odchodne przecięła swoje łańcuchy i zniknęła wraz z Lucy w tunelu. Kiedy strażnicy wpadli do pomieszczenia, zastali tylko siedzącego po turecku w celi Edgara z wymalowanym na ustach uśmiechem.



   Magini zmierzała do swojego mieszkania. Po całym zajściu, marzyła tylko o ciepłym łóżku i śnie. Nieustannie odtwarzała w głowie słowa Edgara, które sprawiały, że co chwilę paliła buraka. Próbowała wyrzucić z myśli smoczego zabójcę i odetchnąć od wszelkich refleksji. Weszła po cichu do kamienicy i za pomocą klucza, otworzyła drzwi. Będąc już w środku, zamknęła je z powrotem i zapaliła światło. Na kanapie zobaczyła śpiącego Natsu, a na nim również drzemiącego Happy'ego. Normalnie, by wykopała ich przez okno, ale dzisiaj nie miała serca tego robić. Wyglądali razem tak słodko. Zabrała z szafy koc i przykryła nim chrapiącą dwójkę. Kąciki jej ust powędrowały mimowolnie do góry. Gdy poczuła, że jej powieki również nuży sen, postanowiła wziąć kąpiel i położyć się do łóżka. Tak też uczyniła. Myślała dużo o Alessie i czy wszystko z nią w porządku. Miała tej nocy bardzo niepokojący sen.


***



* - mało już używany synonim do "podłogi"
** - odnosi się do członków Rady i ich ówczesnego lokum na szczycie wzniesienia w mieście Era
*** - kwatera również jest anty-magiczna, żeby nie było ;p





______________

Wybaczcie spóźnienie, ale wypadło mi kilka ważnych spraw. Niestety cały weekend byłam poza domem, gdyż odwiedzałam w szpitalu bliską mi osobę. Bardzo się o nią martwię, a wtedy odechciało mi się przez to wszystko pisania. Załatwianie spraw ze szkołą itp.
Mam nadzieję, że zrozumiecie. Jestem tylko człowiekiem i nie dam rady zrobić nieraz wszystkiego na czas, co nie oznacza, że w ogóle się nie staram ;<
Komentujcie, wytykajcie błędy i...w sumie to tyle ;p
Częstotliwość wstawiania rozdziałów może się nieco zachwiać, ponieważ będę dojeżdżać do budy 40 km i czuję, że po całym dniu będę wymęczona...
Pozdrawiam i do następnego (postaram się dodać na niedzielę o 18 ^^)
           

Macie tu pięknego Yuuna ;3

niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział 6 - Ból, tęsknota i...szczerość?



***
-Nie uciekaj gnido! Stań do walki jak mężczyzna! - czarnowłosa traciła cierpliwość. W końcu się odezwał. Wtedy zabolało mnie serce...



Tutaj dorastałem...tutaj umarłem. 

***


   Carasus było wioską, w której ludzie niezbyt przychylnie nastawieni byli do magów. Tutaj roku X768 swoje czwarte urodziny obchodził Edgar Sync. Chłopiec jeszcze dobę temu obiecał spotkać się z Syncopią - smokiem, który go wychowywał. 
Na prośbę swojej opiekunki Edgar pojawił się w Carasus i udał do tamtejszej karczmy, by wzamian za pomoc zapewniono mu opiekę. Nakazała mu by ową prośbę poparł zmyśloną historią o zniszczonej przez nielegalną gildię wiosce, z czego tylko on miał być ocalałym. Syncopia znając pogardę do magów żywioną przez tubylców, przewidywała, iż z łatwością go gdziekolwiek zakwaterują i zapewnią dobre życie. Smoczyca pragnęła dla niego jak najlepiej. Planowała zniknąć właśnie dzisiaj, kiedy wraz Edgarem spędzą jego czwarte urodziny. Wychowała go na skromne i pracowite dziecko. Chciała zatem, by po jej odejściu mógł żyć dalej mając dach nad głową. W przeciwieństwie do reszty smoczych zabójców, Syncopia nie uświadomiła swojego wychowanka o silę, która w nim drzemie. Był wyjątkiem, którego uszy uwrażliwione były i nadal są na wszystko, co dla reszty świata stanowiło zaledwie szmer i słyszały ów dźwięki niesłyszalne nawet przez innych zabójców smoków, w ogromnym zwielokrotnieniu. Dlatego smoczyca bacznie obserwowała chłopca. Wiedziała, że w którymś momencie jego życia, ta w jej mniemaniu "klątwa" przejawi się i zacznie go niszczyć. Nie mogła jednak być z nim dłużej, musiała zniknąć. Sądziła, iż Zeref skazał go na cierpienie celowo. Nie rozumiała jego woli, w końcu jest jej synem. Cały czas miała przeczucie, że za tym stoi jakaś intryga, jednak nie mogła nic z tym zrobić, jedyne co było jej dane, to wychować go i obdarować ciepłem oraz miłością. 
    Wypędzić klątwę, która w istocie nią jest, można w jeden znany ludzkości i zapisany w księgach Zerefa sposób. Zebrać sto szkarłatnych kropel, czyli innymi słowy - zabijać. Kiedy słowo się wypełni - Edgar straci słuch na zawsze. Niestety smoczy zabójca nieświadom jest wciąż jednej rzeczy, a po Ziemi stąpa osoba, której obawiać się może sam Czarny Mag...

    Kiedy Syncopia odesłała go na noc do karczmy, zrobiła to, co zakładał plan Zerefa. Na następny dzień Edgar wróciwszy do miejsca, w którym zwykł znajdywać swoją matkę, zastał list. 


Mój Synu.
Wierzę, że jesteś w stanie wykorzystać wszystko, czego cię nauczyłam i unieść ciężar spoczywający na twoich barkach. Jestem szczęśliwa, że mogłam podarować ci uśmiech i jednocześnie ogromnie dumna z postępów, jakie robisz. Niestety mój czas tu na Ziemi minął. 
Zaś kolejne lata będą dla ciebie niesamowicie ciężkie. Wierzę, że mimo bólu dasz sobie radę. 
Edgarze, proszę nie zapomnij, czym jest miłość. Pragnę jedynie tego, byś mógł obdarować nią kogoś innego i żyć szczęśliwie.

   Mijały dni, tygonie, miesiące. Edgar wciąż przychodził w to samo miejsce. Więcej nie widział już Syncopii. Odeszła wraz z uśmiechem chłopca. Nie rozumiał słów, które zapisała. Dlaczego ma cierpieć i kiedy ma to nadejść? W dniu jego piętnastych urodzin, od samego rana nie opuszczała go migrena. Czuł się jakby ktoś wiercił mu otwór w głowie. Dołączył do tego pisk w uszach. Z godziny na godzinę stawał się tak intensywny, iż chłopak nie mógł ustać na nogach. Cała karczma celebrowała urodziny Edgara, dla którego słowa Syncopii wreszcie nabrały znaczenia. Okropny pisk w jego uszach, który przerodził się w ból, przeszywający każdy milimetr jego ciała, to ciężar spoczywający na nim. Ciężkie czasy, które miały nadejść, są jego piętnastą wiosną roku X776. Od tego momentu nie mógł uwolnić się od nieustającego cierpienia fizycznego i psychicznego. Uciekał z samego rana i wracał późną nocą, kiedy wszyscy już spali, by zaznać chwilę spokoju i pobyć w błogiej ciszy, którą niegdyś wypełniały jeszcze rozmowy z Syncopią, czy ludźmi z wioski. Mimo że, dał odpocząć uszom, od nieustającego gwaru, nie znosił tego milczenia. Wracając do Carasus wchodził zazwyczaj przez uchylone okno na zamieszkiwanym przez niego poddaszu, mającym wydzielone osobne pomieszczenie, gdzie spał młodzieniec. Pewnego razu nie udało mu się przejść niezauważenie. Chłopak starał się bezgłośnie udać do swojej kwatery, kiedy w drzwiach zastał właściciela karczmy - West'a, czyli brodatego, zgarbionego staruszka, niewiele wyższego od ów piętnastolatka, z niezwykle ciepłym uśmiechem, który niemalże nigdy nie znikał z jego oblicza. Edgar zamarł natychmiastowo. Zupełnie nie spodziewał się, iż ten będzie go tu oczekiwał. 
- Co jest młody? - zaczął West. Starzec uchylił szerzej drzwi i wszedł do pokoju chłopaka, po czym wskazał młodzieńcowi, by uczynił to samo. Siedząc w całkowitej ciszy na parapecie, przyglądając się gwiazdozbiorom, Edgar był zakłopotany, jednak ku jego zdziwieniu po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł ulgę. 
Milczenie znów przerwał właściciel budynku:
- Przed czym tak uciekasz? - Spytał spokojnie. 
- Przed hałasem...
- Jakim hałasem? - staruszek się nieco zdziwił. Po chwili namysłu chłopak odpowiedział. - Hałasem w mojej głowie. Wszystko, co słyszę, wasze śmiechy, muzykę, wszystko to jest bolesne dla moich uszu. Ale...ciszy nie mogę znieść jeszcze bardziej. Czuję się, jakby moje ciało nie należało już do mnie, jakbym nie był już człowiekiem...
West traktował go, jak syna, którego nigdy nie miał. Usłyszawszy odpowiedź Edgara, przytulił go mocno. - Cała ta wioska nie cierpi magii...Sądzę jednak, że możesz takową w sobie posiadać. Nie mógłbym znienawidzić człowieka tylko dlatego, że jest magiem, a zwłaszcza kogoś, kto jest dla mnie jak syn - odsunął od siebie chłopaka, spoglądając mu w oczy z uśmiechem, który podarował mu przy ich pierwszym spotkaniu. - Idź w świat i poznawaj magię. Znajdź dźwięk, który nie będzie hałasem, ale melodią. 


   Następnego dnia Edgar zostawił wiadomość West'owi i wyruszył przed siebie. Nie mógł zaprzepaścić swojego życia na ciągłą ucieczkę, musiał poznać siebie. Czuł, że starzec miał rację. Może drzemie w nim magia. 
Idąc na zachód od Carasus po kolei zaliczał miasta i wioski. Przemaszerował tak kilka dobrych lat i spotkał wielu magów, którzy dali mu nadzieję oraz obudzili w nim jego dawny zapał. Zmierzając do Crocus wstąpił do miasta portowego Nymphaea. Tam znalazł bibliotekę. Jego głównym celem, były księgi, które miały mu posłużyć za źródło wiedzy na temat magii. Nie mógł ich wszystkich odkupić, gdyż nie miał żadnych pieniędzy. Jedyne, co mu pozostawało, to kradzież. Czuł, że nie postępuje zgodnie z tym, czego uczyła go Syncopia, ale ona odeszła, pozostawiła samemu sobie, zawiodła...
Kontynuując swoją podróż już jako dziewiętnastolatek, chciał odnaleźć w sobie magię. Żadne z technik, których próbował nie wskazywały na to, by jakąkolwiek posiadał. Zainteresowała go szczególnie jedna lektura, zawierająca informację na temat magii smoczych zabójców. Wciąż niewiele wie się na ten temat, jednak przez lata udało się zebrać wystarczająco dużo faktów, by móc ukazać je światu. 

"Mówi się, że smoczy zabójcy, to dzieci wychowane przez smoki. Może wydawać się to absurdalne, gdyż kreatury te wymarły setki lat temu, jednakże co może świadczyć o tak potężnej sile, jaką dysponują? Większość faktów dowodzi temu, że magia ta ma pośredni związek ze smokami, lub ich działalnością. 
Niewiadome jest ich pochodzenie. Biorąc pod uwagę fakt, że legendy głoszą, iż są dziećmi smoków, można powiedzieć, że żyją od stuleci. Wyklucza to natomiast ich rzeczywisty wiek, który szacuje się na lata młodzieńcze [...]"

    Przez chwilę chłopakowi wydawało się, że znalazł już odpowiedź. Musiał jednak to w jakiś sposób potwierdzić. Mimo wszystko poczuł się usatysfakcjonowany tym, czego udało mu się do tej pory dowiedzieć. Postanowił zatem wrócić do wioski. Chciał porozmawiać z West'em i pożegnać się z nim, gdyż nie mógłby żyć w miejscu, w którym nie byłby tolerowany jako mag, a wierzy, że da się również powstrzymać jego "chorobę". Wstąpiwszy do Carasus, pierwsze co do niego uderzyło, to ból, do którego prawie przywykł, jednak nie był w stanie długo wytrzymać wśród huku, który prawdopodobnie powita go w karczmie West'a.
Jednak nie zrobił nawet kilku kroków, a do jego uszu doszły krzyki - TO ON! TO TEN POTWÓR!
W oka mgnieniu wokół Edgara zebrał się w tłum wyzywający go od kłamcy, mordercy i bestii.  


Przestańcie...ja nie jestem potworem...to boli. Moje uszy krwawią...Błagam, przestańcie już...PRZESTAŃCIE KRZYCZEĆ!


Lucy:

   Czułam się bezużyteczna. Z jakiego powodu nie mogłam go zaatakować, coś we mnie krzyczało, że nie powinnam tego robić.
W pewnym momencie Alessa dosięgnęła go  swoją Kamienną Pięścią, a ten upadł na ziemię. Shia jednym ruchem ręki uziemiła go, uderzając pięścią w grunt i wypowiedziawszy zaklęcie. Erza ubezpieczyła Alessę siedzącą na nim z rękoma przyciśniętymi do jego gardła, a ja jedynie stałam niczym marionetka i nie mogłam się na to dłużej patrzeć. Potem słyszałam już tylko okropne słowa...

- Ty potworze! Czy ty nie masz serca?! Zabiłeś mojego ojca! - smoczej zabójczyni załamywał się głos. - Jesteś zwykłym mordercą! BESTIĄ! - czarnowłosa zachrypłym już głosem wydzierała się mu prosto w twarz, okładając go pięściami. Chciałam odwrócić wzrok, jednak w pewnym momencie wydawało mi się, jakby patrzył się wprost na mnie. Mimowolnie podeszłam bliżej. Spojrzałam na niego, a w tych jaskrawoniebieskich oczach dostrzegłam coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam. Moje serce zabiło szybciej. Poczułam, jak do powiek napływają mi łzy. W tym spojrzeniu nie  widziałam już zwykłego kłamcy i mordercy. Dostrzegłam ból, tęsknotę i...szczerość.





***


   Na nowy start nie daję Wam jakoś mega długiego arcydzieła, ale muszę przyznać, że pierwszy raz tak uderzyła do mnie wena, że napisałam cały rozdział jednym ciągiem. Wprawdzie zajęło mi to ok. 5 godzin ale chyba warto było ^^ Myślę, że jeżeli rozdziały mają się pojawiać regularnie, to ich długość nie musi być oszałamiająca, ważne by były porządne, a ja nie lubię robić czegoś "żeby było" lub na odwal.  
Teraz Wasza kolej Rybki napiszcie, co myślicie ;D
Mam nadzieję, że zobaczymy się w następną niedzielę, myślałam nad ustaleniem godziny i doszłam do wniosku, że koło 18 będzie ok, co Wy na to? 
Pozdrawiam i do następnego ♥ 

środa, 17 sierpnia 2016

POWRÓT?

 


   Tak, wiem, że przez dwa miesiące blog był martwy. Lepiej nie będę już więcej używać słów - przepraszam, postaram, obiecuję - gdyż wygląda na to, iż nie wiem chyba do końca co one oznaczają...
   Proszę więc, jeśli czytają ten post osoby, które chcą dalej czytać moje wypociny, niech koniecznie zostawią komentarz. Nie chcę żebrać, tylko zobaczyć, czy jesteście jeszcze zainteresowani fabułą. Mając przy sobie ludzi, którzy wspierają, pomagają radą i dodają motywacji, czuję że blog wróci do życia i będzie znów aktywny i to na długo (Lu-chan pamiętam o Tobie i wiem, że spieprzyłam sprawę). Wiem, że Was zawiodłam i słusznie by było kopnąć mnie w dupę i odpuścić sobie czytanie, zwłaszcza iż nie mam najlepszego stylu pisania, jednak ja chciałabym dać sobie i temu opowiadaniu szansę oraz prosić Was o to samo.

Jak widać szablon się zmienił. Z czerni, która moim zdaniem tylko dołowała i przytłaczała, przerzuciłam się na biel i jasne odcienie fioletu. Tak naprawdę, to prawie cały lipiec pracowałam nad szablonem - CSS stał się moją zmorą. Kiedy jeden kod działał tak jak trzeba, następny się buntował, nic mi się nie udawało, miałam problemy z Gimp'em i w rezultacie rzuciłam to w cholerę i dopiero dzisiaj się zebrałam do kupy. Znalazłszy obrazek, który służy mi obecnie za nagłówek stwierdziłam, że spróbuję jeszcze raz. Wiem, że nie jest idealnie, ale jest to dopiero mój 4-ty projekt, który ukończyłam i opublikowałam, odkąd sama zaczęłam pracować nad wyglądem swoich blogów. W jeden dzień, a dokładniej w jedno popołudnie udało mi się zrobić nagłówek, ogarnąć CSS i wszystko "dopracować". W najbliższym czasie będę jeszcze trochę modyfikować niektóre rzeczy, jednak na ten moment zostaje tak. Napiszcie czy Wam się podoba przy okazji ;3


   Jeszcze raz bardzo proszę zostawcie komentarz (nie mówię, że macie pisać epopeję, nawet proste "Ja chcę" wystarczy) JEŻELI CHCECIE POWROTU, bo i tak zabrałam się za 6-ty rozdział, z którym od miesiąca zalegam, jak Lucy z czynszem - tak to miał być suchar T^T

   Jeszcze jedno info. Zrobiłam zakładkę Opinie i Uwagi - jeśli podoba Wam się moja twórczości, lub chcecie mnie zawiadomić o czymkolwiek dotyczącym sagi, bloga, czy szablonu, a może napisać, co Wam tu przeszkadza, wszystko można zostawiać właśnie tam w komentarzach ;*


   Życzę miłego dnia ♥